PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=751987}
6,9 184 tys. ocen
6,9 10 1 183955
5,6 52 krytyków
Planeta Singli
powrót do forum filmu Planeta Singli

Naprawdę nie mam wielkich wymagań względem komedii, zwłaszcza romantycznych. Właściwie jedyny mój wymóg jest taki, żeby bawiła, a jednocześnie nie żenowała. Wydaje się, że to niewiele, a jednak Planeta Singli nie umie sprostać tym warunkom. Obejrzałem całe 45 minut, a następnie uległem słowom Williama Jamesa "Nie musisz wypić całego oceanu, żeby wiedzieć, że jest słony". Planeta Singli to odpad filmopodobny, jeden bardzo długi teledysk nakręcony w całkowicie plastikowym świecie, od którego po kwadransie robi się mdło. Skąd taka surowa ocena? Otóż wynika to z dwóch wspomnianych wyżej powodów. Po pierwsze, Planeta Singli nie bawi. Nie jestem człowiekiem, którego trudno rozśmieszyć, ale ani prujący mordę Karolak, ani – za przeproszeniem – fotografująca sobie cztery litery Weronika Książkiewicz nie są w stanie wywołać mojej wesołości. Co najwyżej zażenowanie. Jeżeli będę chciał poczuć ciarki neurotycznego poczucia winy na plecach, to chętnie włączę sobie losowy kabaret – nie potrzebuję w tym celu szmiry, szumnie nazwanej filmem. Po drugie, film żenuje na każdym kroku – nie tylko kloacznym humorem, ale nieudolnością realizacyjną. Planeta Singli trzeszczy jak połamany plastik: za oknem sypią się wielkie kule styropianu, idealnie nijakie, dizajnerskie wnętrza wspaniale pasują do każdego innego filmu o Warszawie, wzruszenie odmierzane jest za pomocą kroplomierza w miejscach dokładnie oznaczonych przez poradniki psychologii filmowego marketingu, konflikty wprowadzane są po to, by bohatersko je przezwyciężyć. (Przewijając trafiłem na rozwiązanie kwestii toksycznej matki głównej bohaterki – no kto by się tego spodziewał?). TVN pełną gębą. Albo raczej: jak w gębę strzelił.

Do tego scenariusz. Czy z Więdłochy dało się zrobić większą szarą myszkę? Samotna, nauczycielka, oczywiście artystyczna dusza, okulary na pół twarzy, zahukana, przeciwstawiona oczywiście przebojowej, ekstrawertycznej Książkiewicz. Wielki bad guy, Stuhr, który przechodzi cudowną przemianę, mój Boże, chyba nie ma tu tak wyświechtanego motywu, który by się nie pojawił. Szkoda mi Piotra Głowackiego, którego UWIELBIAM (choć przede wszystkim za jego role teatralne), ale przynajmniej on stara się nadać swojej postaci pozory głębi. Cała reszta? No cóż… Niekoniecznie. Dla przykładu: Karolak to typowy Ludwik Boski, tylko w innej scenerii. No ale przecież lubimy to, co już znamy, czy nie?

Ocena 7.1 to tak absurdalny żart, że szkoda mi dalej pisać. Mam jedynie nadzieje, że mój komentarz ostrzeże tych, którzy spojrzą na średnią i powiedzą: „O, dam się miło zaskoczyć”. O tak, dasz się zaskoczyć, ale nie miło: raczej zmiecie Cię to, jak bardzo wypaczony (albo opłacony) jest tzw. gust użytkowników Filmwebu. Samego filmu oficjalnie nie oceniam, bo nie zwykłem wystawiać not nieobejrzanym produkcjom, ale w tym miejscu leci ode mnie zasłużone 3/10. Za debilizm, pustość, obleśność, miałkość, płytkość, a nade wszystko za bezgraniczny cringe.