Lepszy nie tylko pod względem efektów specjalnych. O wiele lepsza gra aktorska (choć w oryginale występował nawet młodziutki Steve McQueen, tutaj ciekawie dobrano aktorów mniejszego formatu), ale także w pewnym sensie fabuła. Pozmieniano to i owo na korzyść. Jednak Darabont i Russell (ponownie razem po "Koszmarze z ulicy Wiązów 3: Wojownikach snów") litści nie mają (ginie nawet małe dziecko). Muzyka jest świetna, jej nie można zarzucić nic. Ścieżka dźwiękowa naprawdę znakomita. Jedynie postać księdza jest jakby "z innej bajki", a z postacią tą wiąże się głupawa scena końcowa. Mimo wszystko film twórcy trzeciego "Koszmaru" i "Próby sił" ogląda się w miarę przyjemnie.