Jeśli "Pożyczony narzeczony" jest na podstawie książki Giffin, to chyba ja i twórcy filmu czytaliśmy inne książki. Niemal na każdym kroku jest jakaś niespójnosć. W książce Darcy jest bardziej zarozumiała, przebojowa i ma się ochotę ją znienawidzić. Relacje niektórych postaci z innymi też się różnią (np Ethan). Nawet zegarek pomylili z kurtką (wiem, że to szczegół) i Darcy nie otwiera szafy i nie widzi Dexa w bokserkach bo w filmie on sam wychodzi.
Bardzo brakuje barwnej postaci Hillary. W książce to właśnie ona dopinguje Rachel, żeby była z Dexem. Szkoda, że w filmie jej praktycznie nie ma:/ ich dialogi mogłyby wyjść zabwanie (nawet bardziej by mi Hudson pasowała właśnie do roli Hillary, wtedy Darcy mogłaby zagrać inna aktorka). W filmie rolę Hillary przejmuje za to Ethan - co jest szczególnie widoczne podczas badmingtona na plaży. W sumie zabawna scena. Może nawet zabawniejsza niż w książce.
Nie przypominam sobie też żeby Claire latała za Ethanem w książce. Jej akurat bardziej zależało na przyjaźni z Claire, bardzo chciała być zauważona przez Darcy, która główną najważniejszą przyjaciółkę widziała w osobie Rachel.
Nie przypominam sobie też rodziców Dexa w książce (chyba że coś przeoczyłam). Raczej mówiono o rodzicach Darcy (państwo Rhone), ale też nie mieli oni w pierwszej części większego wpływu. Toteż zdziwiłam się gdy zobaczyłam ojca Dexa odradzającego mu związek z Rachel. O nich nie wiedział nikt inny oprócz Hillary i Ethana. Rachel rozmawiała o tym najczęściej z Hillary. Z Ethanem nie tak często jak ma to miejsce w filmie.
Co do aktorów:
Rachel Marcusa i Dexa wyobrażałam sobie inaczej ale ujdą.
Kate Hudson mi pasuje (od biedy) tylko mogli ją zafarbować "dla potrzeb roli";D
Aktor grający Ethana może być.
Ogólnie rzecz biorąc film jet "sympatyczny" tylko skoro widzę sytuacje z ksiązki i słyszę imiona jak w książce to mógł się zgadzać bardziej z książką.
Jeśli miałabym ocenić film jako adaptację książki Giffin to oceniłabym na 2/10. I tak miałam zrobić, ale po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że właściwie przyjemnie się go oglądało. Faktem jest, że nie zgadza się z książką w wielu aspektach. Jednak mimo to nie mogę dawać mu niskiej oceny bo wyszłoby na to, że uważam go za gorszego od np. filmu "Stosunki międzymiastowe", któremu dałam 5/10. I to już wysoko. A "Pożyczony narzeczony" jest lepszy. Nie mogę go jednak uznać za film bardzo dobry przez niespójnosci z książką - zbyt dużo ich żeby to pominąć.
Ode mnie 7/10. Choć to dużo. Po części też za fenomen: w filmie kibicowałam Rachel i Ethanowi, a w książce Rachel i Dexowi.
Można obejrzeć, ale lepiej wcześniej przeczytać książkę bo gdybym najpierw widziała film zapewne nie miałabym ochoty sięgnąć po książkę. Uznałabym historię za banalną i płytką. A książka nie jest banalna ani płytka.