Wlasciwie sama nie wiem, jak mam ocenic nowy film Finchera, ale jezeli od dwoch dni o niczym innym nie mysle to znaczy, ze chyba wywarl na mnie odpowiednie wrazenie.
Gratuluje Fincherowi pomyslu, fabuly, doboru aktorow, muzyki...Jak zwykle mnie nie zawiod i jak zawsze, zaskoczyl.
Od pierwszej chwili -czolowka do ostatniej nie moglam oderwac oczu od ekranu, po prostu siedzialam jak zahipnotyzowana. Ekipa od efektow specjalnych (zdjecia z piewszych kilunastu minut filmu) oraz od charakteryzacji (wybitnie realistyczna) po prostu spisali sie na medal lub na Oskara.
Do tego jeszcze wszechobecny humor ( czasem bardzo czarny) absurd no i chaos wymieszany z brutalnoscia. Calkowita degeneracja spoleczenstwa. To lubie.
Fincher dobrze wiedzial kogo wybrac do odtworcow glownych rol. Nie dyskutujac o talencie aktorskim Pitta tutaj nikt inny lepiej nie pasowal, Norton jak zawsze niezawodny, no i Carter- super dekadencko umalowana w brawurowo wprost zagranej roli.
Nawet Meat Loaf (na poczatku nie do poznania) wzbudzil moja sympatie, sceny wyplakiwania sie w ramach terapii nie zapomne do konca zycia (tak jak chyba calego filmu)
Chociaz nie przepadam za rozwiazaniami fabuly w stylu zaproponowanym przez Finchera to po kilku chwilach rozdraznienia zapadlam dalej w fotel i delektowalam sie absurdem do samego konca.
Czy tego typu filmy otwieraja nowy rozdzial kina? Wierze, ze tak. Pytanie jest tylko, coz mozna jeszcze bardziej "chorego" i nowatorskiego wymislec.
Jak dobrze, ze nie jestem mezczyzna (walka to wylacznie zabawa duzych chlopcow) i , ze nie uzywam mydla w kostkach ( od tej pory tez nigdy nie pomysle o operacji odtluszczania).
Tylko kto tak dziwacznie przetlumaczyl ten tytul, nie lepiej bylo zostawic nazwe orginalna?
Weronika