Po obejrzeniu odniosłam wrażenie, że cała historia z zombie i zatrutymi słowami to jakaś przenośnia. Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że może chodzi o to, że słowa, których używany po prostu tracą dla nas na znaczeniu, zaczynamy bełkotać nie myśląc o tym co mówimy. Zaczynamy być zainfekowani, ranimy innych słowami, które nic nam nie zmieniają i są mówione niepotrzebnie. Zdrobnienia z kolei mówimy od ręki, a nie prosto z serca, powtarzamy setki razy to samo słowo, które naprawdę wiele znaczyło jedynie na początku. Antidotum by słowo znów zyskało na znaczeniu jest to aby je zapomnieć i spowrotem nauczyć się jego znaczenia.
W mojej opinii mogło chodzić właśnie o to, bo jakoś nie jestem w stanie myśleć, że historia o zombie była ot tak sobie i skończyła się w jeden dzień. To by nie miało sensu.