Sprawa zaczyna się interesująco, facet wychodzi już nie ze state pen gdzie żegna go atletyczny
murzyn ale z psychiatryka. Jest interesująco myślę. Po upływie kolejnych kilku minut zdaję
sobie sprawę, że produkcja wkracza na niebezpieczny grunt bo Amerykanie zaczynają
intelektualizować. Mija pół godziny a ja dalej nie wiem o co chodzi. Powoli dowiadujemy się że
główny bohater został zdradzony przez swoją lubą z niezbyt urodziwym panem nauczycielem i
skuł mu mordę ze szczególnym okrucieństwem. Następnie jesteśmy raczeni przedłużającym
się, mocno niezdrowym samogwałtem głównego bohatera na tle swojej byłej. Po kilku
irytujących scenach truchtu w worku na firmamencie pojawia się kolejna mocno pofakana
laseczka, która hobbystycznie użycza swojej pupy nie bacząc na męża nieboszczyka.
Kolektywnie dwójka bohaterów zawiązuję współpracę w celu podesłania liściku byłej Pata.
Laseczka wałuje i stawia kolejne wahnięte ultimatum. By wiadomość doszła celu muszą sobie
zatańczyć na evencie. Tutaj następują przygotowania, widzimy spocone ciała , starania,
perfekcjonizm , rodzącą się bliskość dwójki ludzi, i w sumie chvj z tego wynika. No i tak do
końca filmu, nie dzieje się już nic. Na koniec słitaśnie okazuję się że Pat zakochał się w Tifany i
już nie chce być z byłą.
Czyli jak to w życiu i w książkach Paulo Coelho, jak nie Krysia to Zdzisia. Jeżeli była walnęła Cię
w rogi, to zawsze po drodze wychędorzysz jeszcze jakąś szajbuskę !
Tym morałem kończę i serdecznie pozdrawiam !
"Cierpienie rodzi się wtedy, kiedy oczekujemy, że inni będą nas kochać tak jak sobie to wymyśliliśmy, a nie tak jak powinna objawiać się miłość. "
Paulo Coelho.
Ranisz mnie Skillet. Nie widzisz tego ?
ten cytat doskonale obrazuje głębię tego filmowego arcydzieła, nominowanego do wszelkich możliwych amerykańskich nagród ;))
Zgadzam sie w 100%, zwłaszcza ze przed filmem przeczytałam książkę, a co za tym idzie ogarnęło mnie wielkie rozczarowanie, bo film nijak ima sie do ksiazki.
No jeżeli odwołujecie sie do ksiazki to inna sprawa, ja nie czytalem wiec oceniam tylko film, ktory mi sie bardzo podobal.
Ja się zgadzam z tobą. Nie czytałem książki. To co robił bohater to sadomasochizm w czystej postaci. Ale niejednokrotnie tak właśnie postępujemy - nie dopuszczamy do siebie pewnych faktów, nie widzimy rzeczy dla innych oczywistych i coś nas blokuje, powstrzymuje przed pójściem dalej. O tym jest ten film - jak ciężko czasem pokonać samego siebie. Nie wszystko co nas spotyka jest takie jak sobie byśmy życzyli ale trzeba to przepracować i iść dalej, bo jeżeli staniemy w miejscu to nasze życie nas wyprzedzi. Ja film zwyczajnie przeżyłem - może zobaczyłem w nim trochę siebie ? Nie wiem. Ale dla mnie jest świetny a gra aktorów (mimo, że nie znam się na tym) była według mnie świetna. Pozdrawiam tych za i tych przeciw ;)
dobrze powiedziane, to wlasnie mialem na mysli w poprzednich postach, ale wiadomo, kac itp. itd. ;P
" You may not ever experienced the shit that she did, but you loved hearing about it, didn't you? You are afraid to be alive, you are afraid to live! You are a hypocrit, you are a conformist, you are a lier! She opened up to you and you judged her! you are an asshole, you are an asshole! "
odnośnie pofakanej laseczki hobbystycznie użyczającej swojej pupy nie bacząc na męża nieboszczyka :)
cytat z filmu, dziewczyna broniła swoich po-depresyjnych zachowań. Z doświadczenia wiem, że ludzie różnie reagują w sytuacjach kryzysowych. Nie jestem jej adwokatem, ani nie pochwalam tego typu zachowań, ale mimo to rozumiem, a także doceniam jej szczerość. Myślę że zbyt srogo ją oceniłeś.
Co do filmu-dla mnie klasa. dawno nie było tak orzeźwiającej mieszanki humoru, powagi oraz emocji. Niektóre sekwencje i dialogi już powędrowały na półkę moich ulubionych. Wytrawne i dojrzałe aktorstwo to jednak kwintesencja obrazu, dzięki czemu w przyszłości chętnie do niego wrócę. Jak mało który ostatnio, film potrafi nakręcić mnie pozytywnie, co zresztą było zamiarem jego twórców. Taki właśnie miał być ten Playbook.
pozdrawiam