ale pierwszy i najważniejszy powód, dla którego ten film słusznie został zauważony, to
przemawiający przez niego bunt wobec pesymizmu. Podobno sztuka jest najpiękniejsza wtedy,
kiedy rodzi się ze smutku, ale osobiście cieszę się, że ktoś postanowił złamać odwieczną,
przygnębiającą tendencję do tworzenia rzeczy dołujących. Nie dziwię się, że wiele osób uważa
ten film za pretensjonalny, przewidywalny, niewiarygodny lub naiwny - bo w smutek uwierzyć
jest łatwo, ale w to, że z tego smutku można się wydostać, już trudniej. W Poradniku
pozytywnego myślenia twórcy przypominają nam o czymś ważnym - o to, że każdy człowiek
rodzi się po to żeby być szczęśliwym i powinien o to walczyć, pomimo tego, że życie jest gotowe
zrobić wszystko, żeby mu w tym przeszkodzić. A dzisiaj ludzie (choć często borykający się z o
wiele mniejszymi problemami niż te przedstawione w filmie, choć tego nie powinno się
klasyfikować ani oceniać) zdają się nie walczyć o nic, przeżywając swoje własne życie jak
kolejny obowiązek, który muszą wypełnić, choć wcale nie mają na to ochoty. I właśnie dlatego
ten film zasługuje na nagrody, choć, jak już wspomniałam w tytule, nie jest arcydziełem. Może
być za to deską ratunkową dla osób, które siedzą na dupie, myśląc, że ich życie powinno
wyglądać jak pasmo zmartwień.
Mogę się tylko pod Tobą podpisać. Można doszukiwać się sztampowości tego filmu, ale jednak jego siła oddziaływania jest na tyle duża, że i mnie ten bunt wobec pesymizmu się udzielił, choć można powiedzieć że wcześniej stałem uparcie po drugiej stronie barykady, przynajmniej jeśli chodzi o upodobania filmowe czy muzyczne. Pytanie tylko czy twórcy są w stanie karmić nas optymizmem w wydaniu choćby tak dobrym jak "Poradnik ...", nie marząc już nawet o arcydziele.
Ja też się podpisuje, po obejrzeniu filmu miałam banan na buzi i jak by bardziej zaczełam wierzyć w to że nasze szczęście zależy w dużej mierze od nas samych. Jak piszesz nie musimy siedziec na dupie tylko coś zmieniac tak jak Pat :)