Przez prawie cały seans utożsamiałem się z Benigno, ze względu na moją platoniczną fascynację wobec pewnej kobiety. Film mną mocno poruszył, oglądałem z zapartym tchem, często odgadując co będzie dalej i jak film się zakończy (dość trafnie zresztą, nie wiem czy celowo był przewidywalny).
To drugi film tego reżysera, który obejrzałem, oba uznaje za wielkie dzieła (tamten to Wszystko o mojej matce). Na pewno nie spocznę na tych dwóch tytułach.