Chyba jeszcze nigdy nie miałam tak mieszanych uczuc po obejrzeniu filmu. Jest kontrowersyjny - to nie podlega dyskusji.
Z jednej strony postac Benigna budzi pozytywne uczucia. Z nieukrywanym podziwem można obserwowac jak czule opiekuje się będącą w śpiączce Alicią. Jednakże mam problem z określeniem uczucia jakie żywi do tej dziewczyny, bo czy można je nazwac miłością? Uwielbienie, fascynacja, byc może również podziw, ale miłośc? Czy można kochac kogoś, kogo się nie zna? O kim niewiele się wie? Na pewno pojawią się głosy, że "owszem, jest to możliwe" + argumentacja. Ja za to mówię: niewykluczone, nawet prawdopodobne, ale... nie w tym przypadku.
Moim zdaniem zachowanie Benigna nie było podyktowane miłością, ale jakimś innym uczuciem, którego nie potrafię sprecyzowac ani jasno określic. Zadurzenie? Nie jest to jednak w tej chwili istotne. W każdym bądź razie to uczucie było piekne, było dobre, ale... No właśnie. Jak to możliwe, że dobro prowadzi do zła? Mimo całej sympatii do postaci pielegniarza nie potrafię mu wybaczyc tego co zrobił. To uczucie, które na poczatku było przedstawione jako czyste i bezinteresowne zniknęło. Zostało zniszczone, wręcz zbeszczeszczone. Lecz w tym momencie filmowa rzeczywistośc znowu płata nam figla, bowiem to zło prowadzi w pewnym sensie do dobra. Chociaż dziecko nie przeżyło, Alicia obudziła się, co normalnie mogło nigdy się nie zdarzyc. Ale co wtedy czuła? Żal? A może wdzięcznośc? Nie mam pojęcia.
Zaraz, zaraz, ale przecież miał to byc film o przyjaźni dwóch mężczyzn. Przyjaźni, której notabene nie potrafiłam dostrzec poza końcowymi scenami, kiedy to Marco przypomniał sobie, że w ogóle istnieje ktoś taki jak Benigno i zainteresował się jego losem. Byc może jednak po prostu jestem za mało spostrzegawcza.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia - samobójstwo Benigna. Czy ta kobieta aż tak zawładnęła jego myślami, że naprawdę nie mógł bez niej życ? Nie mogę pozbyc się wrażenia, że opanowała go jakaś obsesja na jej punkcie, a raczej na punkcie wyobrażenia, które sobie o niej stworzył.
Naprawdę mam mętlik w głowie po obejrzeniu tego filmu. Czy to normalne, że jedna postac może wzbudzac aż tak skrajne emocje? Nie twierdzę, że lubie jednoznaczne odpowiedzi, bo wcale tak nie jest. Im postac bardziej złożona, tym ciekawsza. Jednak zawsze potrafiłam w jakiś konkretny sposób się do niej odnieśc, czego nie potrafię zrobic w tym wypadku.
Nie chcę nikogo swoimi wypowiedziami przekonywac, prowokowac ani krytykowac. Z góry przepraszam za jakies niescisłości, bo film oglądałam jakiś czas temu i troche zatarł się w mojej pamięci - jednakże pewne wrażenia pozostały i raczej się nie zmienią. Chcę po prostu wiedziec, czy ktoś z was ma podobne odczucia do moich po obejrzeniu tego filmu?
Pozdrawiam i czekam na wasze komentarze ;)
Odnosząc się do Twojej wypowiedzi chciałbym dodać parę słów od siebie.
Benigno większość życia spędził przy matce. Żadnych kontaktów z innymi ludźmi. Matkę traktował jak boginię. Może nieco obsesyjnie, skoro robił jej nawet makijaż, kiedy była "zbyt leniwa". W ten sposób odizolował się od reszty społeczeństwa, jego kontakty międzyludzkie uległy zwyrodnieniu.
Tak, uważam, że obsesja Benigna była jak najbardziej prawdopodobna. Jest to bardzo popularne (nie wiem, czy 'popularne' jest dobrym słowem...) zjawisko dzisiejszych czasów, kiedy ludzie spędzają mnóstwo czasu przed komputerem i telewizorem. Czytałem też, że niektórzy mężczyźni są w stanie "zakochać się" przyglądając się jedynie fotografii kobiety. Benigno mógł w podobny sposób wyobrażać sobie wspólne życie z tą kobietą, że w końcu uwierzył w to i popadł w obsesję.
Zdecydowanie uważam, że Benigno był po prostu zauroczony, zafascynowany dziewczyną. Do tego stopnia że posunął się do gwałtu? stosunku? [jak to nazwać?] Planował nawet przecież ślub! To jest nawet objaw lekkiego szaleństwa - planować ożenek z niczego nieświadomą osobą przebywającą w śpiączce. Ponadto [ale to już jest moje subiektywne zdanie] uważam, że miłość istnieje wtedy, gdy "uczestniczą" w niej dwie osoby. Alicia, jak by nie było, nie była przytomna.
Trochę żałuję, że urwał się wątek z Lidią - bardzo podobały mi się sceny jej walki.
Film piękny, inny od tych jakie serwują nam amerykańskie wytwórnie; polecam i pozdrawiam :)
Dziękuję za komentarze ;) Cieszę się, że nie jestem sama jeśli chodzi o wrażenia dotyczące tego filmu - przynajmniej niektóre ;) Pozdrawiam ;)
Kontrowersyjny:)? No tak, ale wybacz za paternalistyczne podejście- wiele jeszcze filmów przed Tobą, które- jeśli ten Cię zszokował- zszokują niemało. Osobiście- polecam Kim Ki-duka:)
Filmik dobry, wciągający, muzyczna estetyka wspaniała. Opowiada historię, którą z powodzeniem można nadać w paśmie "Okruchy życia"( nie trawię w większości), albo zobić taśmową telenowelę:) Ale Almodovar potrafi ją opowiedzieć ciekawiej- i w tym tkwi sedno moim skromnym zdaniem:) 6/10
miłość Benigna do Alicii była prawdziwym przypadkiem miłości platonicznej. sądzę że do gwałtu przyczynił się film 'malejący kochanek', który obejrzał Benigno; pielęgniarz chciał zostać w Alicii na zawsze, jak bohater filmu niemego w swojej żonie.
tak nawiasem, szkoda że 'malejący kochanek' nie istnieje, z chęcią bym go obejrzała. a jeżeli istnieje to mnie poprawcie i podajcie tytuł oryginalny, ściągnę sobie z archive.org ;]]
ja też nie wiem co o tym chłopaku myśleć,,,szkoda go troche nie był zły może troche ograniczony ale to co zdobił nie mieści się w głowie niby jakoś wychodzi to dla niej dobrze ale co ona mogła myśleć jak po przebudzeniu ktoś jej powiedzał co z nią zrobiono,,,straszne, smutne, nie wiem a postać płaczliwego przyjaciela wydawała mi się nie dopowiedzana ,,,nie do końca rozumiałam jego zachowanie, przyjaciel z nich tez byli słabi no bo jak by nie było przypomnał sobie o nim przez artykuł w prasie...szkoda tez motywu toreadorki był świetny jak dokumeny,,ten strój niesmowita ralność...jak dla mnie 8/10