Słowa te skierowałbym własnie do filmu "True Romance". Jest to idealny film sensacyjny, z niesamowitym scenariuszem (Tarantino), wspaniała reżyserią (Scott) i perfekcyjną grą plejady gwiazd z Hollywood. Mamy tu prawdziwych weteranów jak Samuel L. Jackson, Gary Oldman czy choćby Christopher Walken, ale co ważniejsze, kroku dotrzymują im błyskotliwe młode pokolenie z Christianem Slaterem, Patricią Arquette oraz Bradem Pittem na czele. Fabułę stanowi banalna, cukierkowata historyjka doprawiona sporą dawką przemocy i seksu. Nie mogło również zabraknąć kultowych już dialogów w stylu - a jakże- Quentina Tarantino (choćby początkowe wywody Clarence'a na temat boskiego Elvisa, ale mistrzostwem jest historia dotycząca przodków Sycylijczyków w wykonaniu ojca Clarence'a). Tempo akcji nie zwalnia ani na chwilę, historia opowiadana jest w sposób nad wyraz gustowny i zgrabny, a scena finałowa jest majstersztykiem. Mówiąc zwięźle jest to jeden z lepszych Hollywoodzkich filmów opowiadających o tym, że czasem działanie pod wpływem impulsu, beztroskie i lekkomyślne postępowanie przynosi szczęście, jakie przytrafia się tylko postaciom wykreowanym na potrzeby tego oto filmu. Gorąco polecam ! OCENA 10/10