Nie rozumiem co tak sposobalo się krytykom i publice. A tymbardziej skąd pomysły że jest to godny następca pierwszej części? Brakuje tu wszystkiego - od brutalności (trochę krwi nie ratuje sprawy) przez postaci po adrenalinę. Oryginał miał w sobie to coś, łącznie z wyrywaniem ludzkich kręgosłupów, atmosfera niepewności i testosteronem lejącym się z ekranu. Bez potu Arnolda Predator po prostu nie ma sensu. W tej części fajny jest pomysł (niby pierwszy kontakt), niekiedy muzyka i plenery. Reszta taka jakby netfliksowa - bez polotu. Niestety świetna postać jaka jest Predator nie doczekała się unierwsum w kinie czy nawet porządnej trylogii chociaż w pełni na nie zasługuje. Tutaj dostajemy feministyczby manifest w ładnym opakowaniu w sosie z lekka nutka krwi. A powinno być inaczej - zapach śmierci wiszącej na drzewie, smród potu a la Arnolda lub innej silnej postaci i to wyczekiwanie, co się zaraz stanie. 21wiek zabija klasyki kina scifi, akcji... W ogóle jest strasznie wtórny i bez polotu, co jest głównie wina platform vod. - dużo, często i byle jak. Niestety widz to łyka więc dostajemy podrobione klasyki pozbawione pierowtnych cojones lub nijakie, poprawne nowosci. Dobrze że Niezniszczalni zdążyli jeszcze powstać, bo dzisiaj nic by z tego nie było.
Odradzam seans. Za to australijska IPA już mogę polecić. To chociaż uratowało wieczór.
No właśnie z muzyką w tej plastikowej podróbce oryginału też jest coś nie halo, na moje ucho momentami to jest chamska zrzynka z "Ostatniego Mohikanina".
Dlatego napisałem, że niekiedy bo jest kilka fajnych nutek, szczególnie na początku. A tak ogólnie to muzyka niestety niskich lotów. Wczoraj zaś dodatkowo obejrzałem "The Predator" z 2018 i ku mojemu zaskoczeniu, w całej swej marności było to lepsze od "Prey". Niech to najlepiej świadczy o poziomie tegoż dzieła.