Klimat, budowanie napięcia
Tachtenberg uwalił własne dzieło. Sceny z polowaniem na lwa, ślady łap, tajemnicze odgłosy - to wszystko budowało napięcie. Podobnie jak w Descent. Po cholerę pokazywać przeciwnika na początku filmu. Po co pokazywać, co robi? To jest zabijanie zaskoczenia, a o zaskoczenie i tak ciężko w filmie z kosmitą-ikoną. Żona nie wiedziała co oglądamy - myślałem, że będzie zaskoczenie - no bo fajne widoki, rdzenni Amerykanie etc. A tu bach! Predator na ekranie. A niech go cholera...
Muzyka
Alan Silvestri jeszcze żyje. No bo kto mógłby napisać lepszą muzykę do tego filmu niż on? Ścieżka do zapomnienia. OK - motywy indiańskie na początku były spoko, ale w miarę rozwoju akcji muzycznie nie działo się nic. Słabo.
Horror
Film miał pewne momenty - atak na kolegów bohaterki w lesie, w sumie moment przed atakiem - czuło się mrowienie i nadzieję, że może będzie fajnie. No i niestety nie było. Zamieniło się to w smutną naparzankę i przedłużane sceny.
Znana z trailera scena na łące wysokiej trawy - też można by ją było zrobić lepiej. A może po prostu zabrakło tego, o czym wspomniałem wyżej - odpowiedniej muzyki. Tak poza tematem od razu przypomniał mi się Obcy 2 - plansza z tytułem filmu, na której nie dzieje się nic i leci zestaw dźwięków ś.p. Hornera - od razu czuć ciary.
Dobra była scena z lwem, który znienacka porwał typa z gałęzi.
Ogólnie zdecydowanie za mało grozy.
Gra aktorów:
Główna bohaterka jak dla mnie gra nierówno. W pierwszych scenach jej spojrzenia miały w sobie pewną dzikość, były przekonujące. Potem to wszystko jakoś siadło. Zabrakło też pewnej przemiany - przekroczenia granicy, po której, mogła w pełni wykorzystać swój potencjał, bo ów miała, co film starał się kilkukrotnie pokazywać. Jej brat - nieprzekonujący - jakiś taki niemrawy. Reszta postaci to dość słabe tło. Indianie wyglądali zbyt hollywoodzko - zawiodła chyba scenografia.
Widoki, praca kamery
Przyznam się szczerze, że jakiś konkretny zabieg nie utkwił mi w pamięci. Widoki piękne, ale to chyba akurat najłatwiejsza część. Parę ujęć z drona. Dużo chaosu podczas walk wręcz - pewnie, żeby ukryć niedostatki umiejętności. Brakowało specyficznych najazdów, zabawy światłem.
Nielogiczności względem pierwowzoru
To chyba najbardziej mnie ubodło. Predator bez swojej maski w ziemskiej atmosferze g*** widział. Zdjęcie tej maski jakoby wyrównywało szanse pomiędzy nim i Dutchem. Tutaj tego w ogóle nie widać, a szkoda bo zaakcentowanie tej właściwości uwiarygodniłoby walkę głównej bohaterki. Kolejna rzecz - obniżenie temperatury ciała - kompletnie nierealne w takim czasie i niemożliwe do przeżycia w takim klimacie. A klimat miejsca, w którym rozgrywa się akcja do wyjątkowo ciepłych nie należy. A Anna mówiła - że El Diablo pojawia się tylko w najgorętsze lata. Sam antagonista nie zachowuje się jak wytrawny łowca, tylko jak kretyn. Rzuca się sam na wszystkich, daje ostrzelać z każdej strony, zamiast wyławiać ofiary po kawałku. Predator z 1 części był honorowy - korzystał z kamuflażu, ale naprzeciwko miał typów uzbrojonych po zęby. Pozwolił się zobaczyć Dillonowi i nawet pozwolił mu oddać strzał przed odstrzeleniem ręki. Pozwolił podejść się uzbrojonemu w ciężki karabin Macowi na odległość kilkunastu cm. Walczył (prawdopodobnie) wręcz z Billym. Ten tutaj z kolei to jakiś masochista, który lubi obskakiwać wpier***.
Ogólnie trochę mnie rozczarował - trailer narobił konkretnego smaka! To nie jest zły film, ale tutaj naprawdę miał szansę na to, by być bardzo dobrym. Nie wykorzystano tego. Oprócz głównej bohaterki (i tak dość uproszczonej) nie udało się tu zbudować żadnej postaci - nikogo, kogo byśmy zapamiętali. Ludków z pierwszego filmu z 87 roku, który to zapewne widziałem w okolicach roku 88 pamiętam do dziś. Wszystkich. To chyba mówi samo za siebie.
Dla porównania poprzedni The predator w ogóle nie miał żadnych szans na to by coś z niego było - był żenujący. Jedynie fragment występu Thomasa Jane'a utkwił mi w pamięci.
Kurde, mimo że niekoniecznie zgadzam się ze wszystkim tym, co napisałeś, to jednak fajnie, że ktoś zwraca uwagę na takie rzeczy jak praca kamery czy muzykę :)
Udane filmy nie byłyby udane, gdyby nie zagrały w nich poszczególne elementy. Mamy setki przykładów, że nie wystarczy znany reżyser, czy plejada topowych aktorów, by wyszło coś dobrego. W oryginalnym Predatorze muzyka towarzyszy nam niemalże przez cały film. Buduje nastrój, często nastrój grozy. To samo z pracą kamery - często aktorzy nawet nie muszą nic mówić - golący ogoloną twarz Mac, wypełniający kadr, czy powolne zbliżenie (wraz z narastającą muzyką) na Dillona, który odkrył, że Mac nie żyje, czy np. na Billego, stojącego na moście, z szaleństwem w oczach i oczekującego na śmierć. Same te ujęcia sprawiają, że oni nie są papierowi. Walka Billy'ego z Predatorem nawet nie była pokazana - i dobrze! Sam krzyk umierającego Billy'ego, roznoszący się po dżungli przyprawiał o ciary. Dlatego też pisałem na początku, że reżyser uwalił tu budowanie napięcia. Nie wszystko musi być pokazane, a my po 10 minutach widzimy Predatora na spacerze... Szkoda.
Tzn zgodzę się z Twoimi tezami, aczkolwiek wszystkie filmy z Predatorem mają to do siebie, że przez pół filmu Predator gdzieś tam miga, a dopiero potem jest akcja. Dlaczego w Prey tak szybko go pokazano? Cóż, bo to już bodajże 7 film z serii, więc chyba reżyser uznał, że już nie zbuduje takiego napięcia, jak w pierwszym filmach franczyzy.
To w sumie odniosę się do poszczególnych akapitów:
Klimat, budowanie napięcia - to samo zdanie mam.
Muzyka - też.
Horror - ten film w ogóle nie trzymał mnie w napięciu, jedyną sceną jest ta o której wspomniałeś, czyli atak pumy.
Gra aktorów - ta aktorka przez cały czas ma jedną minę, dla mnie fatalnie po prostu zagrała. Postać postacią, ale aktorka nie dała nic z siebie, żeby ją polubić.
Widoki - w sumie nie mam się do czego przyczepić, aczkolwiek to jest kolejny powrót do lasu po Predators i niestety, ale poprzednik wychodzi na plus. Jakoś nie czułem tej przestrzeni.
Nielogiczności względem pierwowzoru - niemal wszystko. Predatorzy są inteligentni, ale jak widać w Prey trafił się jakiś ułom. Magiczna roślinka, która sprawia, że jesteś niewidzialnym? Niby jak? To tylko przecież spowalnia krążenie krwi, ale to i tak Predator by to zobaczył. Poza tym oni mają wyczulone zmysły, a on nie usłyszał konia, która na niego nadciąga... O ostatniej scenie i headshocie nie wspomnę.
To co bym dodał to brak rozwoju uniwersum - praktycznie z każdym filmem dostawaliśmy coś, co rozwija ich kulturę i coś więcej dowiadujemy się na ich temat. No chyba, że przesłaniem jest to, że wśród nich są mniej rozgarnięte osobniki...
"(...) więc chyba reżyser uznał, że już nie zbuduje takiego napięcia, jak w pierwszym filmach franczyzy. " - a szkoda! Wszyscy wiemy, co oglądamy, zwłaszcza dziś i w dobie powszechności trailerów, ale udawanie przez film, że nie wiemy, mogłoby się przysłużyć temu obrazowi. Predatory oglądałem niemalże na bieżąco, gdy wychodziły. I wcale nie uważałem filmu z Dannym Gloverem za jakąś godną kontynuację. Owszem - miał swoje dobre momenty - potrafił być wciąż filmem grozy, a poza tym uwielbiam Paxtona od kiedy go tylko w Aliens zobaczyłem :D. Z perspektywy czasu wychodzi, że on jednak nie był taki zły, bo co się w ostatnich latach produkuje, to jest dopiero dramat :D
Dla mnie dwójka ma fajny motyw, bo to jednak łowca ma być zwierzyną ;) Z Obcymi mam niestety taki problem, że pierwsza część mi nie podeszła, ale nie mówię, że to jest zły film/seria, tylko po prostu zawsze bardziej interesujący był dla mnie inteligentny myśliwy jakim jest Predator, który ma rozwiniętą technologię, niż drapieżnik, który po prostu atakuje, żeby atakować :D
Dlatego też mam taki niesmak, że zrobili debila z ostatniego Predatora.
A no to dziwne, że pierwsza część Obcego Ci nie podeszła, bo takim właśnie myśliwym tam jest. Chociaż gorąco polecam - jeśli nie czytałeś - nowelizację Alana Deana Fostera, do napisania której wykorzystał/ obejrzał także sceny, które nie weszły nawet do wersji reżyserskiej i przede wszystkim dał dużo od siebie do tego uniwersum, zachowując w 100% jego klimat. Bierz w ciemno - warto. Predatorowi życzyłbym takiej nowelizacji.
A co do dwójki Obcego, uwielbiam ją właśnie za całokształt, dowodzący geniuszu Camerona - świetne aktorstwo, powalająca ścieżka dźwiękowa, niesamowita scenografia, utrzymanie klimatu grozy, pomimo wpakowania do filmu dużo większej ilości akcji i nieziemskie efekty (a był to film dość niskobudżetowy), które w wielu miejscach nawet dziś się bronią. To naprawdę było ciężkie zadanie - pobić kultowego już wtedy Obcego. I on tego, moim zdaniem, dokonał. Dla mnie top topów.