PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=835816}
6,4 50 tys. ocen
6,4 10 1 50148
4,4 38 krytyków
Psy 3. W imię zasad
powrót do forum filmu Psy 3. W imię zasad

Godny epilog

ocenił(a) film na 8

“Psy 3” to ukłon w stronę fanów, którzy wychowali się na historii Maurera i kultowych tekstach (najczęściej cytowanych przez rodziców, a później przenoszonych na podwórko). Czas jednak nie stanął w miejscu, bohaterowie się starzeją, niektórzy zrywają ze starym życiem, obierają różne ścieżki, a równocześnie cały czas wracają do nich widma przeszłości. Ale nie tak, jak w filmach ze Stallonem, nie ma tu tekstów typu: “Haha, still got it!” albo “I’m too old for this”, ekipa nie sprintuje z maszynówkami i nie grzmoci pięknych kobiet gdzieś w “międzyczasie”. Niektórzy wychodzą z więzienia po 25 latach i po prostu próbują coś ze sobą zrobić, czymś się zająć.
Na początku z filmu wyłania się przytłaczający i przygnębiający obraz miasta, za którym bohaterowie już dawno nie nadążają. Stary Franz wychodzi z więzienia, nie ma nikogo, nie rusza go nawet groźba śmierci, nie pamięta o starym “kumplu” Morawcu. Ale najbardziej poruszające są smaczki, w których starość skontrastowana jest z nowością. Stare konie walące gorzałę na balkonie, w tle łomot muzyki z jakiegoś warszawskiego klubu. Franz, wychodzący z metra, jakby ostatnie trzydzieści lat spędził zamrożony w jakiejś kapsule i obudził się na obcej planecie. Morawiec, przyduszany na komisariacie przez policjanta młodzika, bezradny, nic nie znaczący. Nowy “gangster”, siedzący z kolegami w jakimś podrzędnym klubie go-go, mający w nosie starego Maurera i jego przeterminowane znajomości. Nie kojarzący ani Franza, ani Panicza, ani Wolfa. I nic to, bo sam też nie jest zbyt ważny. Jego historii nie poświęcono zbyt dużo czasu na ekranie – i bardzo dobrze. Jak każdy, przychodzi, chwilę rządzi i odchodzi. Życie toczy się dalej. Nikogo nie obchodzą stare pryki.
Recenzenci piszą o “zgranej kliszy” Lindy i o tym, że ani on, ani reżyser, nie wnoszą niczego nowego do kreacji postaci. Bo oni swoje już zrobili! Psy z lat 90. były kompletnym obrazem, niepowtarzalną kreacją, narodzeniem legendy. Kontynuacja z 2020 zdaje się nie mieć ambicji, aby przebić w jakikolwiek sposób poprzednie części. Nie ma tu wymyślania na siłę “tekścików” ani powtarzania legendarnych sloganów. To byłoby śmieszne i karykaturalne. Kto zna, ten wie. Osoby, które nie widziały poprzednich filmów i nie są związane emocjonalnie z “Psami” raczej nie mają tu czego szukać. “Psy 3” to dobre zakończenie historii, na tyle spektakularne, żeby momentami wbić w fotel i na tyle stonowane, żeby nie przyćmić i nie zniszczyć klimatu poprzednich części.
Młodzi widzowie są chyba przyzwyczajeni do natłoku wątków, intryg, pościgów i wybuchów. Mam wrażenie, że w dobie seriali nie jesteśmy w stanie docenić prostej, jednowątkowej, dobrze wyreżyserowanej historii. Patryk Vega powinien uczyć się od Pasikowskiego. Niezliczone ilości scen obleśnej “kopulacji” vs jedna, kilkusekundowa scena seksu (która nie zmusza widza, żeby odwracał wzrok albo wychodził do łazienki). “Smutne”, niby wzruszające scenki umierania w slow-mo vs Cezary Pazura płaczący nad trupem syna. Żądny zemsty, nie za kochankę, nie za “kolesia z ekipy”, ale za syna. Sfrustrowany. Człowiek, który ma już swoje lata, w domu dalej używa szklanek z tandetnymi osłonkami i nosi okulary rodem z lat 90. Motywacja bohaterów? Brak. Celowo. Chłopaki znowu pakują się w akcję, trochę “w imię zasad”, trochę dlatego, że nie mają nic do stracenia, trochę dlatego, że i tak nie mają co ze sobą zrobić. Bo nic nie ma sensu, bo ich historia została wykasowana, wymazana, zapomniana.
Dorociński, który niby w tej historii jest powiewem świeżości, gra czterdziestoletniego już policjanta. Nie jest zatem typem, który będzie walczyć do upadłego za ideały, bo swoje już widział i przeżył. Z jednej strony chciałby sprawiedliwości, z drugiej zaś myśli trzeźwo i jest realistą. Przydał się tu Fabijański, echo młodego pokolenia, będący pokornym zawadiaką. Zawadiacki na tyle, aby uzupełniać ekipę i być tym gościem, który w ostatniej chwili ratuje tyłek Franzowi i podjeżdża po niego furą. Równocześnie na tyle pokorny, aby nie pajacować i “posłuchać starszych”. Miła odmiana od przerysowanych postaci, które Fabijański niestety grał u Vegi.
Film zachowuje klimat dawnych lat również dzięki warstwie audiowizualnej. Muzyczne motywy nawiązują do starych, nie są na siłę nowoczesne. Ujęcia ciekawe i nietuzinkowe. Scena z Lindą, który idzie za gliniarzem na klatkę schodową (wszystko rozmyte, ostrość tylko na postać Lindy w centrum ekranu) – prosta, mistrzowska. Szok u widza wywoływany dzięki oszczędności w środkach. Jak się okazuje, nie trzeba pokazywać przez trzydzieści sekund, jak ktoś odpiłowuje komuś nogę. Można pokazać przebijanie policzka korkociągiem, trwające sekundę. Bolało bardziej, niż oglądanie karykaturalnego “wypruwania flaków”. Właśnie te drobne akcenty tworzą cały klimat i dowodzą kunsztu reżysera.
Myślę, że film wydawać się nudny, może się nie podobać. Nie widziałam w nim jednak ani wyłącznie polegania na legendzie sprzed trzech dekad (jak wspomniałam, Pasikowski nie grał utartymi tekstami czy nadmiernym sentymentalizmem), ani próby stworzenia nowej legendy. Pozwolił sobie jednak na kilka “easter eggów” dla fanów (np. papierosy “Radomskie”). Każdy bohater zasługuje na epilog i tym właśnie jest dla mnie trzecia część “Psów”.