Piszą, że słaby scenariusz, Franc zagrał do kitu, za mało kobiecych ról. A ja we wczorajszy sobotni wieczór zobaczyłem błyskotliwą przygodę moich starych znajomych.
Jednego wykasowały na pół żywota ryzykowne zabawy, drugi tkwi w gangsterskim półświatku, trzeci zaś para się z przyzwoitym bytem w naszej rzeczywistości.
Maurer idzie przez ten film niczym Will Kane z filmu " W samo południe". Widz nie wie jednak czy skończy w polskim szpitalu, a może znowu na Nowej Zelandii, z pokaźnym kontem.
Oczekując po tym dziele recept na dzisiejszy Świat, widz musi szanować Jazz. Bo tu nie ma banalnych rozwiązań. Wiele w nim jest z obserwacji prozy życia. Może czasem zbyt wiele. Ale czuję się zrelaksowany. Dziękuję! Damian.