I ogólna kaszana. Poza dość miłą dla ucha muzyką, wszystkie efekty znane i wyświechtane: gasnące świetlówki, straszliwe zjadające ludzi stwory (o mamo, już się boję, umieraaaam! :D -- z nudów), a chyba najśmieszniejsza jest już scena z kolesiem wyrzucającym mokre ubrania z pralki. To ma być HORROR? Nie mówiąc już o "chakierskich" (pisownia zamierzona) zapędach autorów, gdzie oczywiście nasi dzielni Amerykanie używają tajemniczych systemów operacyjnych na zwykłych PCtach, okropnych wirusach, zarażających każde urządzenie elektroniczne (buehehehe), et cetera, et cetera.
A te wysokich lotów dialogi, i w ogóle, wizja zagłady świata, ojej! Przeraziłem się... :D
Moi drodzy: 1/10, toć przecie w 'M jak Miłość' bardziej trzymające w napięciu momenty są ;-))