Wiem, że sporo czasu minęło od premiery tego filmu, przetoczył się z wielkim szumem przez polskie kina, a mi nadal siedzi w głowie główny motyw muzyczny tego jakże bardzo osobistego dla mnie filmu. Od razu powiem, że nie jestem Mazurem i nie mieszkam nad tamtejszymi jeziorami, a nawet w pobliżu, ale na Pomorzu Zachodnim. I w trakcie projekcji tego dzieła Smarzowskiego do samego początku stanęły mi przed oczami obrazy z dzieciństwa, a w szczególności rozmowy z moim nieżyjącym już dziadkiem. I to co On mi opowiadał, i to co później widziałem na białym ekranie było dokładnie takie samo, dokładnie tak to sobie wyobrażałem. Tylko miejsce nie te, chociaż mój dziadek przeniósł się do podobnego, poniemieckiego gospodarstwa, które do złudzenia przypomina filmowe mieszkanie Róży. Ten film pozwolił przywrócić i postać samego dziadka, a również odnieść się do takiego fragmentu historii naszego kraju, który jest niemiłosiernie zakurzone. Bardzo dobrze się stało, że Smarzowski zekranizował historię, jakże tragiczną Mazurów, a przy okazji zwrócił niechcący uwagę za to co się działo na "ziemiach odzysknych".