PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=564694}
7,8 142 tys. ocen
7,8 10 1 142490
7,9 58 krytyków
Róża
powrót do forum filmu Róża

Polsat wyświetlił "Różę" Smarzowskiego, dobry to więc moment aby odświeżyć pewien niesławny wątek w którym to pełni jadu ultra narodowi konserwatyści spod znaku... (nie pomnę ników, ale może się odezwą tutaj) rzucili się na mnie z hasłami, tu cytat: "Ty czerwona hołoto" , "brednie" itp.

Cóż, ja jedynie chciałem naświetlić fakt i wierzę, że są na tym forum osoby, które się ze mną zgodzą, że niestety otaczający nas świat i ten teraźniejszy i ten z przeszłości nie składa się z czarno-białych barw a jedynie z odcieni szarości gdzie nie gdzie przetykanych kolorem. Ostatecznie dosyć banalna ta konstatacja musiała zostać użyta dla podkreślenia właściwego kontekstu dyskusji. Rzekłbyś, że tego typu temat winien pojawić się w programach Pospieszalskiego a może już się pojawił? W każdym razie tutaj, za pozwoleniem profesjonalnie podchodzących do sprawy moderatorów (mówię to bez żadnej ironii, pomny tego jak zachowuje się pan moderator na niesławnym "Na ekranie.pl") też można poprowadzić sobie niezgorszą debatę okraszoną różnego rodzaju "chu...ami" i "pier...eniem" czy też zgoła innymi słowy wyrażającymi dany stan emocjonalny.

"Róża" to dosyć nietypowy obraz w dorobku Smarzowskiego. Zawiera on bowiem sporą dawkę liryzmu - elementu (tu się chyba większość ze mną zgodzi) dosyć obcego dla autora "Domu złego". Toteż scenariusz napisał nie on a Michał Szczerbic. Ba są nawet tacy i jest ich całkiem sporo, którzy twierdzą wręcz, że to najlepszy film Smarzola. Fakt, warsztat pana Wojtka jest, by tak rzec, dosyć upiorny. Ma być strasznie, smutno i do tego z przytupem. Podejrzewam, że ten facet gdyby miał ku temu odpowiednie środki robiłby pierwszorzędne gore. Jako że takowych nie posiada a raczej nie posiada ich finansjera polskiej kinematografii, zadowala się nad wyraz mrocznymi dramatami społecznymi w których centralnym elementem jest brudny seks, przemoc, wulgarność etc. Zasadniczo dosyć prymitywne to punkty narracyjne, wszak bezkompromisowe toteż pan Wojtek ma spore grono oddanych mu fanów.

"Róża" Smarzowskiego to mimo wszystko niezbyt udany film. Mamy tu bowiem istny ideał w postaci głównego bohatera. Ma się wrażenie, że to po prostu Anioł, zaś wojenne piekło pozbawiło go skrzydeł, błąka się teraz po polskim padole nie mogąc odlecieć do Nieba. Przeciwko niemu skonfrontowani zostali sługusy Armii Czerwonej w postaciach wyjątkowo zepsutych moralnie polskich i sowieckich żołdaków. Ta "anielska" paralela wydaje się być całkiem trafna bowiem przedstawicieli władzy ludowej śmiało można nazwać wcielonymi diabłami. A zatem stado diabłów kontra samotny Anioł bez skrzydeł. Wynik tego podniebnego starcia wydaje się być przesądzony. Pytanie, kim w takim razie jest tytułowa "Róża"? Zapewne istotą ludzką, grzeszną i od dłuższego czasu niosącą na swoich wątłych ramionach krzyż cierpienia. To porównanie też pasuje jak najbardziej. Pytanie tylko czy ów kształt narracyjny bohaterów filmu był po myśli scenarzysty filmu czy tylko zrodził się w głowie piszącego te słowa? Jeżeli tak to pół biedy, jeżeli nie to działa to na niekorzyść "Róży" gdyż jest ona zwyczajnie nieautentyczna, sztuczna, wymyślona.

Za to żadnym wymysłem nie jest fakt, że w czasie samej II wojny światowej jak i po niej diabłów było sporo i to po obu stronach barykady. Naturalnie nie mam zamiaru stawiać znaku równości pomiędzy tym co robiło AK a tym jak postępował Wermacht. Tu rachunki krzywd są jasne. A jednak leśne oddziały Armii Krajowej również dokonywały pacyfikacji polskich wsi. Tak, polskich wsi. Kto nie wierzy, niech dobrze poszuka a na pewno tego typu informacje znajdzie. Naturalnie nie są one w smak obecnemu reżimowi w którym ponoć mamy wolność słowa i niczego nie odkłada się na półkę. Faktem jest również, że tego typu hańbiące działania nie zdarzały się często czy wręcz były marginalne ale jednak się zdarzały. Nie wolno o tym zapominać w ferworze patriotycznych uniesień.

Podobnie ma się rzecz z tzw "Żołnierzami Wyklętymi". Zgoda, z jednej strony wydaje się, że trzeba oddać należny hołd tym ludziom, którzy mieli odwagę przeciwstawić się "czerwonej zarazie" i z narażeniem życia dokonywali swoich "patriotycznych" rajdów. Pytanie tylko, co to dało? Otóż dało to, że Żołnierze Wyklęci tak naprawdę wybitnie pomogli komunistom. Swoimi często bezpardonowymi, stricte zbrodniczymi działaniami, takimi jak napady na posterunki milicji, zabijanie za sam fakt posiadania czerwonej książeczki, itd, dawali pełną carte blanche władzy ludowej , władzy dla której o niebo łatwiej było tworzyć nowy polityczny ład. Ba, oto komuniści mieli świetny pretekst do tego aby katować AK-owców. Któż mógłby bowiem wedle ich mniemania zaświadczyć, że żaden AK-owiec nie był przypadkiem wyklętym żołnierzem lub nie znał któregoś z nich lub też z którymś nie współpracował.

Jasne, pośród wielu ubeków sporo było naprawdę ostrych popaprańców, psycholi i zwyrodnialców którzy pewnie chcieli się tylko znęcać a i tych którzy katowali w imię nowego porządku też nic nie usprawiedliwia. Chodzi jedynie o to, że po 1945 roku tak naprawdę przez jakiś czas mieliśmy wojnę domową. Wojnę gdzie od samego początku jedna z walczących stron stała na z góry przesądzonej przegranej pozycji. Efektem tej walki był jeszcze groszy los tych wszystkich którzy nie godzili się na bycie pod sowieckim buciorem. Więc czy było naprawdę było warto?

I pytanie na koniec. Czy bycie Polakiem naprawdę za każdym razem musi się sprowadzać do hołdowania straceńczej, beznadziejnej walki w imię lepszego "jutra" po to tylko aby zafundować sobie jeszcze gorsze "dziś"? Czy nie da się myśleć inaczej? Stworzyć sobie trochę inny system wartości? Mamy tak od pokoleń. Od zawsze wmawia się nam, że wszystkie polskie powstania miały sens, że były potrzebne, że oto zyskiwaliśmy dzięki nim pełnię moralnego zwycięstwa. Uczy się nas, że warto bić się pomimo wiadomej przegranej. Pewnie, że warto ale czy zawsze? Czy warto się bić tak za każdym razem? A jeżeli tak to co nam to daje? Gdzie teraz jesteśmy? Niemcy przegrały wojnę a są najsilniejszym europejskim państwem a My?

My chyba najlepiej umiemy walczyć sami ze sobą na własnym podwórku. Bez nadziei na wygraną.