Dla osoby zaznajomionej z historią powojenną nic odkrywczego w tym filmie nie ma. Uralska sfołocz gwałciła, mordowała i kradła w Berlinie, to w mazurskiej puszczy sobie odpuści?
Daleko temu filmowi do Domu złego, a nawet do Wesela.
Prosta historia, zbyt prosta z nadmiarem przemocy. Film ratują, w moich oczach, ostatnie 2 minuty i Dorociński zrobiony na Juranda.