Pamiętam, że oglądając go dziecięciem będąc (były i takie kina, gdzie bileterki miały gdzieś kto wchodzi na salę, byleby bilet był) dostałem wręcz goraczki z emocji. Oglądając fil po latachEee, jednak nie. Pamiętam, że oglądając go dziecięciem będąc (były i takie kina, gdzie bileterki miały gdzieś kto wchodzi na salę, byleby bilet był) dostałem wręcz goraczki z emocji. Oglądając film po latach przyznaję słuszność ludziom twierdzącym, że do pewnych rzeczy z dzieciństwa nie należy wracać. Zarzuty? Prą uprzejmię. pomijam efekty specjalne, w końcu to był 1978, nie wymagajmy za wiele, choć w filamach o kilka lat wcześniejszych można było zobaczyć lepsze. Głównie czepiam się idiotyzmów fabularnych. Baza wojskowa z w pełni otwartą i zespoloną instalacja wentylacyjną w czasach zimnej wojny, kiedy oczekiwano ataku nuklearnego, chemicznego lub biologicznego? Bzdura. Reanimacja ukąszonych przez pszczoły? Jaka reanimacja, filmowi lekarze sprawiaja wrażenie, że takie pojęcie jest im z gruntu obce. System łączności. ten ekran zjeżdżający spod sufitu i wyświetlający obraz jest ewidentnie ekranem filmowym, ale gdzie projektor? Pszczoły wyniosły? I żaden pilot nie wleci w rój owadów czy ptaków. Nawet w 1978 doskonale wiedziano, że to samobójstwo, wydanie takiego rozkazu też bardzo mało prawdopodobne. A sposoby likwidacji pszczół to już w ogóle żart i satyra. Mam uwierzyć, że nikomu do głowy nie wpadło usypać na drodze owadów góry cukru i zwabiwszy w jedno miejsce spalić napalmem lub podczas przelotu roju zrzucić jakąś BLU 73 A/B ? Tuż po Wietnamie nawet w Hollywood musiano wiedzieć co to napalm i bomby paliwowo-powietrzne. No ale wtedy jak uzasadnić fabułę? Kolejna sprawa to aktorstwo. Wygląda na to, że tylko Michael Caine i Richard Chamberlaine traktowali film poważnie. Reszta obsady albo tylko na ekranie była (Katharine Ross, szaleńczy kontrast z choćby "Stepford Wives") lub grała na ćwierć, góra pół gwizdka (Olivia de Havilland, Henry Fonda), lub też brała rolę w gruby cudzysłów (Richard Widmark). Tak, że jednak nie, 4/10 najwyżej.
Hm, prawdą jest, że nie wszystkie filmy bronią się po latach, jeśli chodzi o aktorstwo to nie uważam, że jest złe, natomiast sama fabuła + dośc wolna akcja powodują znużenie. Przyznaję, że ja również lata temu oglądałam i wówczas bardzo mi się podobał, teraz niestety już nie.
Nie znam się na likwidowaniu owadów, ale myślę, że jakies konsultacje naukowe były..., może to nie takie proste napalmem.
Odgłos pszczół - jednak mało przyjemny w zestawieniu ze zbliżeniami kiedy jest ich sporo...
Zgadzam się z pkt, ja też 4/10
Po latach także wróciłem do filmu i... podobnie jak koledzy- nie obronił się, fabuła kuleje. Myślę, że dopiero teraz ludzie są nastawieni na naukowo uzasadnione scenariusze.
Też pamiętam ten film z dzieciństwa, jak leciał w telewizji. Oglądając go dzisiaj, dochodzę do wniosku, że jest on tak bardzo katastroficzny, że aż katastrofalny - zarówno w skali zmarnowanego budżetu, jak i pod względem scenariusza oraz tzw. gry aktorów.
Idiotyzmów fabuły można wymienić tu wiele. Na przykład halucynacje z wielką pszczołą - są one uzasadnione w przypadku tego chłopaka, ale widać, nawet jedno użądlenie to tak olbrzymia trauma, że jako obiekt przywidzeń pozostali bohaterowie nie mogą mieć niczego innego. Co do sposobów walki z pszczołami, choćby sam dym w scenach w korytarzu płonącego budynku powinien je trochę uspokoić, czyż nie? ;)
I wreszcie pociągi - nic w nich się nie gnie i nie ulega zmiażdżeniu, dopiero potężna eksplozja jest w stanie je uszkodzić i spowodować ofiary wśród pasażerów. Z kolei w końcowym wybuchu, kiedy sądząc po jego sile, płomieniach oraz odblasku na twarzach żar i fala uderzeniowa zmiotłyby i nieźle przypiekły bohaterów, nie dzieje się nic poza melodramatycznym zakończeniem jak w jakiejś "Casablance" albo "Przeminęło z wiatrem" oraz patosem i idealizmem godnym co najmniej "Parku Jurajskiego".