Film jest odarty z emocji. Ogląda się go całkowicie beznamiętnie. Jest to o tyle dziwne/zastanawiające, że to obraz Spielberga, reżysera którego filmy (nawet również futurystyczny A.I.) do tej pory były emocjami wręcz przesycone.
Tom Cruise jako cierpiący ojciec jest absolutnie niewiarygodny. Za aktorem mogłaby przemawiać tylko teoria, że tak miało być. Że grana przez niego była w tym zakresie upośledzona. Niestety jest to teoria dość mocno naciągana. Bardziej prawdopodobne jest to, że Tom Cruise jako aktor nie radzi sobie z takimi rolami i nawet Spielberg nie potrafił go do tego przekonać/wymódz/nakłonić. Obraz jako taki bardzo na tym cierpi.
Heh...
...człowieku, a czego Ty byś chciał ? Żeby Tom przez cały film płakał ? Wtedy było by to wiarygodne ? Wtedy Tom według Ciebie dobrze by zagrał ? Może nie pamiętasz scen na początku filmu kiedy ogląda filmy rodzinne, albo kiedy rozkleja się podczas konfrontacji z Leo Crow ? Więcej scen nie było potrzebnych, bo z filmu zrobiłby się dramat rodzinny, po drugie trzeba pamiętać iż syn Andertona zaginął 6 lat wcześniej, to wystarczająco długi czas aby pogodzić się ze stratą.
Pozwolę mieć sobie tutaj inne zdanie.
Wiarygodne jest wtedy, kiedy robi to na widzu wrażenie. Na mnie nie zrobiło i dlatego poruszyłem ten temat. Nie chodzi o to żeby Tom przepłakał cały film, ale żeby w kilku momentach (np we wspomnianej scenie z rodzinnym archiwum filmowym, czy w obecności Leo) sięgnął po warsztat aktorski i "przemówił" odpowiednio do widza. Niestety Cruise tutaj trochę kuleje i daleko mu do chociażby swojej wcześniejszej roli z Magnolii.
Jeżeli chodzi o sprawę pogodzenia się ze startą, to z fabuły wynika, że John się z nią nie pogodził i co więcej nigdy nie miał (dopiero końcówka może wskazywać na happy end i w tej sprawie). Praca w PreCrime i każde kolejne udane zadanie tylko boleśnie przypominają mu o stracie syna. Przynajmniej tak to odczytałem.
Tu nie ma na to miejsca!
A czy ty w ogole czytales cos Dicka??? Tu nie ma miejsca na "uczucia". To nie jest tu wazne- chcesz uczuc to obejrzyj sobie jakies romansidlo... Uwazam ze jest to dopiero drugi naprawde dobry film Spielberga (pierwszym byla "Lista..."). Po drugie w prawdziwym opowiadaniu nie ma watku syna- to juz byl pomysl samego Cruisa. Tak wiec trudno zmienic cala koncepcje jesli dodaje sie tylko maly wateczek. To film o tym, co sie moze stac jesli damy sie zbytnio kontrolowac, a nie o uczuciach rodzinnych. Przykro mi, ale nie o to tutaj chodzi.
Wręcz przeciwnie.
To jest film Spielberga, a nie Dicka. To w jakim stopniu pierwowzór literacki traktuje "uczucia" nie ma tutaj większego znaczenia. Spielberg zdecydował się na to, co wszyscy w kinie widzieliśmy. Czyli jest wątek syna, są uczucia, które zresztą mają bardzo duży wpływ na fabułę (to przecież na ich sile i ich wpływowi na głównego bohatera opiera się plan dyrektora Lamara Burgessa wrobienia Johna Andertona).
Jeżeli chodzi o to, kto dodał wątek syna do fabuły, to nie wydaje mi się, że był to Cruise. Wątek ten jest tak zintegrowany z całą opowieścią, że trudno go wyrzucić bez szkody dla całości. Poza tym trudno sobie wyobrazić, że w przypadku takiego reżysera aktor (nawet tak sławny jak ten) może mieć tak znaczny wpływ na scenariusz.
Moje zarzuty dotyczą mało przekonywującego przedstawienia przez Cruisa sfery uczuciowej bohatera. Bo to, że ta sfera jest i co więcej, została rozmyślnie w tym filmie wykorzystana, nie ulega dla mnie żadnym wątpliwościom.
moze tak a moze nie...
Owszem, nie zaprzeczam istnieniu tej sfery, gdyz ona rzeczywiscie tam sobie jest i tu masz racje., Jednakze, mowie, ze nie jest ona w tym filmie najwazniejsza. Tak, patrze z perspektywy tworczosci Dicka, ale i w filmie da sie to zauwazyc. Watek syna nie jest wcale najwazniejszy. Tu chodzi o gre na wyzszych szczeblach, na ktorych nie ma miejsca na uczucia :) a poza tym o wiele wazniejsza jest tu po prostu wizja przyszlosci i kolejnego blednego systemu.
Ja to widzę trochę inaczej.
To właśnie dzięki uczuciom (na które, pozwolę sobie zacytować fragment poprzedniej wypowiedzi z którego nie podzielam, "nie ma miejsca") błędy tego systemu zostają ujawnione. To nie dzięki beznamiętnej analizie John odkrywa nieścisłości i braki w systemie, ale dzięki współczuciu. Współczuciu dla kolejnego zatrzymanego. To wtedy po raz pierwszy pojawiają się wątpliwości. Proszę zauważyć, że tylko on ma takie podejście, bo reszta policjantów zachowuje się prawie jak automaty. No i nie ulega wątpliwości, że to współczucie nie bierze się (albo przynajmniej nie tylko) z wrodzonej wrażliwości Andertona, ale budzi się w związku z przeżywanym ciągle bólem po stracie syna, odejściu żony. Dlatego tak ważne dla mnie jest, aby zostało to pokazane naprawdę wiarygodnie. Po prostu, żeby było bardzo dobrze zagrane. A tu niestety Cruise się nie popisał.
No cóż.
Takie jest życie :)
Na tym polega indywidualny odbiór filmu. Mimo, że film widzielliśmy ten sam, to wrażenia po nim mamy inne. Inne też wyciągneliśmy z niego wnioski, i co innego również zwróciło nasze uwagi. Ważne jest, że mamy własne interpretacje, co wskazuje, że film wraz z jego przesłaniem nie był nam (co najmniej) obojętny.
Gdyby wszyscy mieli takie same wrażenia po obejrzeniu filmu to istnienie filmowej listy dyskusyjnej np. na tej stronie byłoby nieporozumieniem.
Dziękuję za ciekawą wymianę zdań.
Pozdrawiam.