W sumie mógłbym skopiować moją opinię z części pierwszej (i tu i tu reżyserska), a dodatkowo dopisać to:
+ nie zasnąłem głównie ze względu na krew i flaki
- ciąg retrospekcjowy zraził mnie do tej formy ekspresji. No jak można jedną za drugą sprzedawać widzowi tak nachalnie?
- nie ma bata na indiańca z toporkami. Nawet armia badguysów z karabinami energetycznymi mu nie straszna.
- kawaleria przybywa z odsieczą jak już nie jest potrzebna, a dżimmi zaspał na wojnę. W sumie gdyby nie zaspał to sam by wszystkich zaszlachtował kolcami
- reakcja na walkę otoczenia to jakiś koszmar. Wszyscy się gapią, nic nie robią albo gadają bez sensu.
- badguysy mają standardowo cela jak baba z wesela. No chyba, że chodzi o zwykłych wieśniaków to kładą ich jak łany pszenicy pod kosą.
- logika! O ile w pierwszej części nie raziła aż tak bardzo (poza wątkami Gunnara i najemnika) to tu ciąg przyczynowo-skutkowy i myślowy zniechęca.
- Gunnar powinien zostać stracony w pierwszej części. W życiu nie spotkałem w filmie tak bezpłciowego przydupasa protagonisty
Podsumowując... Po trzech specjalach jest ok