Dzisiaj wybrałem się na premierowy pokaz nowej części Residenta. Jako fanatyk gry oraz sympatyk pierwszych dwóch części filmu do kina udałem się z czystej ciekawości. Po zobaczeniu trailera spodziewałem się nieco odmienione części. Zacznijmy od plusów filmu, bo z pewnością kilka ich było. Przede wszystkim soundtrack, w moim odczuciu największy atut filmu. Muzyka powodowała, że sceny "bijatyk" oraz "strzelanin" oglądało się bardziej dynamicznie i przyjemniej. Kolejnym plusem były bardzo piękne zdjęcia krajobrazów Alaski. Niestety cykl horrorów uległ metamorfozie i zamiast klimatycznego horroru o chodzących trupach dostaniemy film akcji z średnio ciekawą fabułą. Zlepek pomysłów, które już widzieliśmy w Matriksie czy innych filmach akcji. Wszystko było dla mnie przewidywalne do bólu.Pomimo tego, że Afterlife nieco odbiega od dwóch części filmu z kina wyszedłem usatysfakcjonowany. Spytacie się dlaczego? Wystarczyło, że przygotowałem się na film klasy średniej ;).
Jeszcze kilka słów o efektach specjalnych. Szczerze mówiąc liczyłem na nieco więcej... Moja twarz miała zostać podziurawiona przez lecące pociski w moim kierunku. Niestety po kilku strzałach i uniku po lecącym toporze z sali wyszedłem bez szwanku.
Dlaczego warto pójść na Afterlife? Żebyście mnie przekonali, że macie odmienne ode mnie zdanie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego seansu.