Chciałbym serdecznie podziękować Panu Andersonowi za to, że nie zabił serii Resident Evil. Co więcej, jego ostatnie dzieło o zombiakach jest lepsze od ... niespotykanych... ekranizacji filmowych takich gier jak bloodrayne, alone in dark, dungeon siege, czy far cry. Co za tym idzie Panu Andersonowi udało się przewyższyć kunsztem Uwe Boll'a. Bravo!!! Tak trzymać. To nic przecież, że RE Afterlife nie ma fabuły. To nic, że film ten jest parodią Matrixa, Silent Hilla, czy NGE (motyw bazy na początu -> NERV). Ani mi ani żadnemu kinomaniakowi nie szkodzi, że pomysły na filmy wyczerpały się... No cóż, takie czasy.