Wolę chyba te komedie francuskie bardziej "poważne" :), czyli mniej w stylu Boona, który przerysowuje i robi głupkowate żarty. Ale doceniam zabawę dialektem "po naszemu" - było konsekwentnie, chociaż drętwo, haha. Co by było gdyby wzięli na ruszt Śląski, a może jeszcze lepiej - Kaszubski, bo też jest z północy :) i może nawet łatwiej by było go zrozumieć niż Śląski, a tak to się tłumacze namęczyli nad nowomową. Wzruszyła mnie miłość dwójki głównych bohaterów, na dobre i na złe, w Paryżu i na północy. Rola Britney też przypadła mi do gustu, choć nie miała dużo kwestii. Także Kryszak miał potencjał, może trochę za mało niewykorzystany. W drugiej połowie było więcej do śmiechu...
Uwaga, teraz będzie spojler:
I ten happy end :P