PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=269812}

Rozdział 27

Chapter 27
2007
6,3 11 tys. ocen
6,3 10 1 10923
5,5 4 krytyków
Rozdział 27
powrót do forum filmu Rozdział 27

Robiac film o _mordercy_, ktory zabil J.Lennon producenci zlamali niepisana zasade niewspominania jego imienia i nazwiska.
Apelowali o to McCartney i jego zona. Wiedzieli ze mordercy wlasnie o to chodzi a pomimo tego zdecydowali sie zarobic na tej tragedii mamone.

elkolesio

Tragedia sprzed 27 lat ! I nie można wymawiać już do końca świata nazwiska Chapmann - bo McCartneys sobie zażyczyli, i to oni teraz ustalają normy moralne...

oczywazki

Nie mozna! To nie McCarney ustala normy tylko ludzie ktorzy morduja i ci ktorzy sa ich fanami ktorzy im kibicuja i ich dopinguja, tak jak ty. Siedza na widowni i krzycza jego nazwisko. To jest jego nagroda za zabojstwo. Gosciu zabil Lennona i chcial by o nim mowili w radio, tv i gazetach. Gdyby niechcial rozglosu niezabilby go. Zabicie Lennona bylo dla niego jedyna mozliwoscia wystapienia w medialnym show. Kazda tv ktora mowi o nim "po nazwisku" tym samym "dopinguje" jego czyn. Czyli jest wspolwinna morderstwa. To proste.

razu_pewnego___

Współwinna morderstwa?
To już 'lekka' przesada...

elkolesio

Masz rację, o to Chapmanowi chodziło żeby być sławny, a oni mu robią laurkę w postaci filmu. Porabało ich.

ocenił(a) film na 9
elkolesio

Wydaje mi się, że wspomnianie jego nazwiska to nie jest taka zbrodnia =/. Film obejrzą (w większości) osoby, które roszkę chociaż interesują się postacią Johna Lennona, i nazwisko Chapmana nie jest im obce.
Mi to nie przeszkadza, że wymienili jego nazwisko. A jeśli ktoś nieznający info o Lennonie je usłyszy, to i tak mu nic ono nie powie =/.
Może koleś jest sławny, może mu o to chodziło, ale ludzie go nienawidzą.

ocenił(a) film na 3
elkolesio

ta "niepisana zasada" postulowana przez mcCartneya i jego (byłą czy niebyłą) żonę, nasuwa mi skojarzenia z kościelną ekskomuniką: "a imię jego ma być wyrzucone z pamięci ludzkiej i już nigdy nie wypowiadane na głos" (czy jakoś tak ;)

trzeba liczyć na własny rozum. chapmann nie ma na mnie żadnego wpływu i nigdy nie będzie dla mnie gwiazdą. tak szczerze, to nawet lennon nie jest. moim zdaniem sam potrafił nieźle "zarabiać mamone", a jego żona przebiła go, czyniąc z męża najlepiej zarabiającą nieżyjącą gwiazdę (tasują się na tym miejscu lennon z elvisem).
poza tym sposób, w jaki publicznie prali swoje brudy "john & paul" nie świadczy najlepiej o żadnym z nich.
pzdr!

elkolesio

hm, to może teraz nie mówmy Mark Ch. tylko... Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, albo Sam-Wiesz-Kto?
Nie można w nieskończoność płakać, ludzie, minęło już 27 lat! A film to film, a Jareda nie zaszkodzi pooglądać :P

Ola_Fasola

Film nie był może najlepszy i producentom na pewno na pierwszym miejscu chodziło o kasę, a dopiero potem o wspomnienie o tej tragedii, ale nie popadajmy w obsesję- imię i nazwisko to TYLKO imię i nazwisko, nikt nie ma zamiaru chwalić tego co on zrobił lub przyznawać mu rację. Zresztą, aktor grający w "27 rozdziale" Lennona też nazywa się Mark Chapman i co- jego imienia też nie wolno wymawiać? Czasami mniej ważne jest co się mówi, tylko w jaki sposób.

elkolesio

Nie "McCartney i jego żona", lecz właśnie Paul McCartney i żona Johna Lennona, Yoko Ono apelowali o niewymienianie nazwiska morderdcy Lennona.

ocenił(a) film na 7
xinya

Tytułem wstępu:

1.Mam głęboko gdzieś Lennona, Paula i resztę ludzi wymienionych przez was w tym temacie.

2.Lubię obejrzeć dobry film, ale ten uważam za stratę czasu.

Film ten obejrzałem, gdyż wpadł mi w ręce z paroma innymi lepszymi filmami. Przez większość filmu zastanawiałem się, po co wogóle go oglądam....

Cały film jest o jakimś dziwaku, który przez cały film chce zabić jakiegoś tam Lennona ( patrz punkt 1.). Wy tu sprzeczacie się o wymienianie nazwiska mordercy, że właśnie dla takiej sławy to zrobił itede, jednak moim skromnym zdaniem, sama idea filmu jest niepotrzebna - dziś zwykły, szary człowiek o Lennonie powie mniej więcej: " na imię miał John, miał żonę chinke czy jakąś tam azjatke, śpiewał i chyba był z Anglii .... " - większość ludzi nawet nie wie że facet nie żyje, a ci którzy wiedzą, na ogół nie przywiązują do tego szczególnej wagi .... Film jest typowo dla tych, którzy wciąż cenią Lennona, jednak myślę, że jeżeli nadal obchodzi ich to, że facet nie żyje, to i tak wiedzą kto go zabił, po co więc robić o tym cały film (patrz punkt 2.).

Jaki był więc cel nakręcenia filmu? Próba zrozumienia chorego umysłowo fana-mordercy?
I niby kogo to obchodzi?
A może złożenie hołdu Lennonowi, próba wzniesienia nieśmiertelnego posągu ku czci tego, czego dokonał i kim był?
Taa... jak dla mnie to 80-90% filmu można streścić w zdaniu: "Długo się jeszcze będziesz k.... zastanawiał?!?"
.... A może film jest czysto komercyjny? Może po prostu jest próbą wyciśnięcia jeszcze jakiejś kasy z wysychającego źródła, z którego niejedni czerpali przez jakieś 3 dekady? W tych wspaniałych protestach rodziny i przyjaciół denata doszukać się można ciekawych wniosków - jeżeli w filmie o morderstwie, opartym na faktach, fałszowana lub zmieniona jest postać mordercy, to warto postawić sobie pytanie - O kim właściwie jest film? O mordercy czy o mordowanym ....?

Nie oczekuję, że ktokolwiek zgodzi się z moimi wnioskami, jednak z niecierpliwością oczekuję ciętej riposty na moje argumenty, która da mi możliwość zrozumienia odpowiedzi na pytanie, które nurtuje mnie od kiedy skończyłem oglądać ten film, a mianowicie:
Po h... wogóle ktoś robił ten film???

Pozdrawiam

michal2600

Chcieli po prostu zrobić z tego coś w stylu portretu psychologicznego mordercy, ale im nie wyszło.

xinya

"Po h... wogóle ktoś robił ten film??? "

Chyba tylko i wyłącznie dla kasy. Na pewno nie po to, by złożyć hołd Johnowi, bo w końcu film był o jego mordercy. Może po to, żeby pokazać jakieś chore motywy Chapmana, ale niezbyt mnie to przekonuje. W sumie też się zastanawiam po co był ten film, ale jeszcze bardziej zastanawiam się nad tym, jak ktoś może pisać coś w stylu "dorośnij do tego filmu", albo (nie daj Boże), że się go nie zrozumiało. Niewiele jest tu do rozumienia, poza faktem, że nie da się zrobić filmu o trzech czy dwóch (już nie pamiętam) dniach, w których nic praktycznie się nie działo. Myślę, że większość oglądających miała prędzej czy później dość i głównego bohatera i całego filmu. Ja sama miałam ochotę to wyłączyć już po pół godzinie.