Wg mnie niepotrzebne są te fabularyzowane wstawki o kobiecie z synem. A sam film można by streścić w jakimś artykule w gazecie.
Natomiast jak sprawdziłem, że arcydzieło Cienka niebieska linia jest filmem tego gościa to w sumie da się wytłumaczyć mój zarzut. Może taki ma styl (nie widziałem jego innych filmów).
Ciężko nie uznać filmu za jakąś polityczną zagrywkę przedwyborczą. Z drugiej strony bardzo ciekawie w tym kontekście się oglądało go na American Film Festival kilka dni po zwycięstwie Trumpa.