Komentarze "Rubber's Lover" zbiera raczej negatywne, moja mini-recenzja będzie jednak pozytywna. To kolejny spektakl mrocznego cyberpunkowego szaleństwa od Shozina Fukui ("964 Pinokio", "Caterpillar"). Sekretna japońska korporacja prowadzi podziemne eksperymenty na ludziach przy użyciu narkotyku (ether) i Digital Direct Drive (DDD) (audio tortur). Rezultaty nie są zadowalające, zatem zapada decyzja o przerwaniu eksperymentów. Nie godzą się na to dwaj fanatyczni badacze Motomiya i Hitotsubashi, którzy postanawiają zrobić z innego badacza królika doświadczalnego.
Fabuła "Rubber's Lover" jest nieco bardziej koherentna i przystępniejsza niż w "964 Pinocchio". Film utrzymany jest w subtelnej czarno-białej tonacji a la "Tetsuo" (1989), aczkolwiek styl filmowania jest momentami bardzo agresywny. Podobnie aktorstwo głównych postaci: skrajnie histeryczne, konwulsyjne, pełne spazmów, krzyków i dzikich wrzasków. Tak jak poprzednie cyberpunki Japończyka "Rubber's Lover" to film dziki, brudny, głośny, konfrontacyjny, nieprzyjemny. Znalazły się w nim choćby całkiem brutalna scena gwałtu oraz soczyste sceny gore.
Obłędny przykład japońskiego cyberpunka, w którym czuć inspirację m.in. "Eraserhead" (1977) Davida Lyncha, "Possession" (1981) Andrzeja Żuławskiego i cielesnymi horrorami Davida Cronenberga. Plus "Tetsuo" (1989) rzecz jasna.