Jak w temacie - tyle, że dotyczy to zarówno większą część bohaterów tego filmu jak i widza, który "łyknie" całą historię. Czteroosobowy gang Kinga (Lee Van Cleef), wplątuje się w rozmaite
przygody głownie dzięki postaci granej przez Lollobrygidę (bierze udział m.in. w ataku na arsenał rządowego wojska Meksyku a potem próbuje przejąć 1 mln $ rządowej kasy na zakup
nowej broni, na które chrapkę mają także meksykańscy rewolucjoniści jak i zwykli bandyci). Film ten stara się być także komedią, duża część gagów jest niestety rodem z niemych
burlesek (np. akcja z nogą w beczce jednego z ludzi Kinga), tylko niektóre są zabawne np. przemowa pułkownika ("Co by w tej sytuacji zrobił Napoleon?" ;-) do żołnierzy rewolucyjnych sił
przed atakiem na wojska generała Duarte niczym mowa Bonaparte przed bitwą pod piramidami. Do remedium na wszelkie problemy zaliczają się oczywiście kule jak i dynamit rzucany na
lewo i prawo. Dla fanów Lee Van Cleefa pozycja do odhaczenia, dla fanów dobrego spaghetti niekoniecznie.