Tak jak w większości amerykańskich komedii ostatniej dekady, tak i tutaj widać, że najpierw powstały gagi. Do tego wniosku można dojść widząc jedynie zarys fabuły oraz zakończenie silące się na happy end z morałem. Stoller postanowił opowiedzieć o wojnie między młodym małżeństwem, stojącym po uszy w dorosłości i studentami ostatniego roku, resztką sił chwytającymi uciekającą młodość. Wszystko jest tu pretekstem by zaognić ten konflikt co doprowadzi do eksplozji zabawnych (?) scen. Niestety poziom humoru twórców jest dużo niższy od tego co prezentują choćby "Millerowie", mimo że z tej samej beczki.
"Sąsiedzi" bronią się głównie formą i aktorstwem. Trochę tu zabaw konwencją, popkulturowych metafor (jestem Batman!!!), wizualnych tricków... Nie powalają na kolana, ale czynią seans dużo przyjemniejszym. Zaś co się tyczy obsady, ma ona dwa mocne punkty. Nie jest nim wbrew pozorom Seth Rogen odgrywający któryś raz tą samą rolę, a Rose Byrne i... Zac Efron. Ponoć jest on znienawidzoną przez internautów postacią świata celebrities. Nic o tym nie wiem, bo nie wnikałem, ale rola herszta szalonego bractwa pasuje mu idealnie.
Ot, film na bardzo nudny wieczór. Ale taki bardzo, bardzo!