Chyba mam powoli dość filmów Marvela pod skrzydłami Disneya.
Jedno to brak kompletny krwi ale nawet siniaków nie ma...
Wystarczy popatrzeć na scenę walki w autobusie w tym filmie i porównać do autobusowej sceny w "Nobody"...
Tutaj nie ważne ile źli dostaną po twarzy, zero siniaków, zranień itp.
Może to zabrzmi dziwnie ale to mnie odrzuca, powoduje, że ciężko się w scenę wczuć... daje nierealistyczne wrażenie.
Do tego to męczące wciskanie pacyfizmu ala "nastaw drugi policzek"
Gdyby mi ktoś zabił matkę, to na pewno bym się zemścił...
Ale nasz bohater? Gdzie tam, lepiej sobie pobalować w stanach... matka oddała za niego życie on nie miał nawet jaj by ją pomścić...
Takich wartości uczy Disney, ciekawe czemu? Bo to daje poczucie wyższości moralnej? A może mają bardziej ukryty motyw? Jak sądzicie?
No dobra zostawmy to, uznajmy, że to film dla dzieci, szkoda bo komiksy Marvela z tego co pamiętam to raczej celowały w ludzi starszych i od krwi czy brutalności nie stroniły.
Film ogólnie męczący fabularnie z wieloma "ale..." jak śmierć matki bo mąż nie wpadł na pomysł, że mogą mieć wizytę z półświatka... najwidoczniej tysiąc lat to za mało doświadczenia w tym temacie a właśnie nie sądzicie, że żałosnego imperium dorobił się przez ten czas? Zresztą przykłady tego typu można by mnożyć i mnożyć...
Film z nudnym nijakim bohaterem głównym ale perełką to jest kula którą scenarzyści na siłę doczepili mu w postaci Katy... aktorka ani ładna ani charyzmatyczna ani zabawna, męcząca a z punktu fabuły kompletnie bez sensu.
A właśnie chyba powinienem powiedzieć coś o na siłę wciskanym bardzo słabym i nie na miejscu humorze ale nie mam już siły bo...
... właśnie uświadomiłem sobie co mi ten film przypomina, może ze względu na żołnierzy 10rings, ich tandetne ruchy i walkę.
Power Rangers!
Serial który nawet jako dziecko uważałem za kiczowaty... brawo Disney...