Zadziwiające że to 4 horror Cronenberga i znów mamy najazdy na medyków i ich eksperymenty. Przyznać muszę że podobał mi się dużo bardziej od wcześniejszych, choć nie jest może zbyt oryginalny (w niektórych momentach historia podobna do "Podpalaczki" Kinga) i zbyt dużo tu akcji. Ale klimat który wypływa z ekranu w czasie seansu jest na prawdę znakomity. Michael Ironside w swej życiowej roli (szkoda że tak go mało w tym filmie), a muzyka nieźle buduje atmosferę. Zobaczyć warto, fanów reżysera nie muszę zachęcać...
Zgoda co do klimatu. Dodałbym na plusy: odwagę brania się za temat para-, a nawet (czy nie brnę w bagno łatwych skojarzeń?) podążania za heideggerowską opozycją "das Sein - Dasein". Minusy są jednak widoczne, szczególnie z dzisiejszej perspektywy (istnieje inna?), są to: słaba gra aktorów (wyjąwszy Ironside'a), nieadekwatna muzyka, skądinąd dobrego kompozytora, kiczowata realizacja walki na miny, jak rzekłby Gombrowicz, bo tak nam Cronenberg sfilmowałł pojedynek skanerów.
Pewnie że istnieje inna perspektywa niż dzisiejsza. Ot, choćby gdy oglądam nieme kino to przed seansem powtarzam kilka minut jak mantrę "mamy lata dwudzieste", a później udaję że siedzę w starym kinie. Często czuję że niewłaściwe byłoby ocenianie filmu przez pryzmat tego czego kino już się nauczyło.
A co do pojedynków skanerów to w kolejnych częściach wygląda to jeszcze gorzej. W trzeciej odsłonie by mocniej uderzyć "siłą umysłu" bohaterowie muszą wziąć zamach głową. I nie to że lekko kiwają; oni stosują regularny headbanging.
Sprawdziłem to specjalnie i film "Scanners" nakręcono w 1979 a "Podpalaczka" została wydana w 1980, więc można założyć że czas powstawania mniej więcej ten sam, ale nie sądzę żeby akurat Cronenberg podpatrzył to u Kinga, w czasie gdy ten jeszcze "tworzył". Wydaje mi się to mało prawdopodobne.
Ja się z tym kompletnie nie zgodzę. Dla mnie ten film jest CIENKI. Zaczynam dopiero z tym reżyserem i na razie jedyne co mi się podobało to, film pierwszy który zacząłem czyli: Shivers i jak na razie to jest dla mnie jego najlepszy film, pomysł popieprzony, w żadnym innym takiego nie widziałem, co tylko na plus.
Lecę rocznikowo, także jeszcze dużo przede mną. Wściekłość była SŁABA a Pomiot miał jedynie genialny finał i pomysł z podświadomością.
Jak na razie zauważyłem że Cronenberg "umie" ale w kameralne filmy, gdzie akcja dzieje się w jednym miejscu, wtedy świetnie mu to wychodzi. Gdy akcja jest "globalna" wszystko mu się rozjeżdża włącznie z fabułą.
Muszę przyznać już z perspektywy osoby, która obejrzała wszystkie jego filmy, że coś w tym jest, że im ciaśniejszy świat tym Cronenberg radzi sobie lepiej (choćby w "Musze", gdzie wszystko rozgrywa się na przestrzeni kilku mieszkań). Ma on też tą dziwną cechę, że sceny czasami ze sobą nie korespondują. To pewnie zasługa sztywnego trzymania się scenariusza, David jak już coś rozpisze to ponoć ma iść bez żadnych zmian. Jestem jednak pełen podziwu że w obrębie samych scen/sekwencji robi magiczne rzeczy i ja to najczęściej kupuję, nawet jeżeli traci na tym płynność.