Trochę nie rozumiem tych zachwytów. Jest to dobrze zrobiony i dobrze zagrany film, ale trochę jednak bajkowy, jak to u Amerykanów. Więzienie jest całkiem spoko dla głównego bohatera, jego tupet nie zostaje ukarany przez strażników. W rzeczywistości zostałby sponiewierany przez współwięźniów. Aktorzy, choć grane przez nich postacie siedzą po kilkadziesiąt lat, w ogóle nie zmienili wyglądu. A wywiercenie potężnej dziury w ścianie ukrytej pod plakatem, której nikt nie odkrył to bajeczka dla naiwnych. Rozumiem, że optymizm tego filmu i pochwała wiernej przyjaźni tak wzrusza. Jednak za dużo w tym filmie naiwności, bym mógł się równie wzruszyć.