Do napisania tych kilku zdań popchnęły mnie obiegowe opinie o krytyce Skazanych na Shawshank, krążące po tym forum. Bardzo często natykam się na wypowiedzi o tym iż tego filmu "nie ma w żadnym poważnym rankingu", że "został pominięty w rozdaniach nagród" oraz o tym iż jest to produkcja "wzgardzona przez krytykę". Postanowiłem zrobić rzecz niezwykle rzadką na forum FW - dać dla odmiany przemówić faktom.
Na początek poważne rankingi. Jednym z najbardziej prestiżowych rankingów na świecie jest klasyfikacja Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Jest to chyba najbardziej znany ranking na świecie. Odwołania do niego są czynione w większości literatury fachowej. No i tenże Instytut ogłosił (a właściwie odświeżył) w roku 2007 listę 100 najlepszych filmów w historii:
http://www.filmweb.pl/awards/Ameryka%C5%84ski+Instytut+Filmowy/2007
Na tej liście na 72 miejscu znajduje się Skazani na Shawshank.
Dodatkowo rok wcześniej ten sam Instytut ogłosił listę 100 najbardziej inspirujących filmów wszech czasów. Na tej liście SnS zajął 23 miejsce:
http://www.filmweb.pl/awards/Ameryka%C5%84ski+Instytut+Filmowy/2006
To by było na tyle jeśli chodzi o brak SnS w poważnych rankingach.
Dalej mamy zarzut o pominięciu przy rozdaniach nagród. Ale czy tak było w rzeczywistości? Oto lista nagród i nominacji SnS:
http://www.imdb.com/title/tt0111161/awards?ref_=tt_ql_op_1
Mało? Film dostał 7 nominacji do Oscara. Jak na tak wybitny rok w kinematografii to dla mnie jest to naprawdę sporo. Trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik. SnS to nie był film wysokobudżetowy. Jak na warunki Hollywood to budżet miał wręcz bardzo niski. Wiadomo nie od dziś że przy rozdaniach nagród niezwykle ważny jest lobbing wytwórni. Oczywistą sprawą jest że wytwórnie swoje siły skoncentrują na filmach, które kosztowały ich najwięcej. Dodatkowo SnS nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem przez widzów. Pomimo niskiego budżetu film przyniósł straty. To nie była głośna produkcja. Film został przez widzów doceniony dopiero po latach. Jest to diametralnie różna sytuacja niż np Forresta Gumpa. To również nie oddziaływało na korzyść SnS przy rozdaniach nagród.
Kolejnym zarzutem jest pogarda krytyków. A więc ja zacznę od samej "góry". Przez wielu ludzi kina za najwybitniejszego współczesnego krytyka uważany jest Roger Ebert. Oto jego recenzja SnS:
http://www.rogerebert.com/reviews/great-movie-the-shawshank-redemption-1994
Osobom nie mającym ochoty czytać recenzji (a będącymi jednocześnie w stanie uwierzyć mi "na słowo honoru"), powiem tylko że jest bardzo entuzjastyczna. Niech świadczy o tym chociażby nagłówek i maksymalna ocena.
To powinno zamknąć dyskusję o rzekomej pogardzie krytyków.
Uważam, że jest to bardzo dobry film. Ciesze się, że krytycy nie pogardzają nim :) Osobiście jednak twierdzę, że ich zdanie nie decyduje o jakości filmu. Przytoczone argumenty, ukazane inne spojrzenie itp mogą mięć wpływ na to jak go ocenie ale to wszystko wtórna sprawa. Film może być arcydziełem i niedostań nawet jednej nominacji do Oskara.
Nigdzie w moim poście nie próbowałem oceniać wartości samego filmu. Przytoczyłem jedynie fakty weryfikujące niektóre obiegowe "prawdy" wygłaszane na tym forum.
To się nazywa zwięzła odpowiedź:)
To że same nagrody nie są żadnym wyznacznikiem to rzecz oczywista. Długo nie trzeba szukać. W tym samym roku inny rewelacyjny film - Leon Zawodowiec, nie dostał nawet jednej nominacji. Praktycznie przy każdym rozdaniu nagród zdarzają się jakieś "dziwne" decyzje. Od Oscarów po Złote maliny. Wystarczy wspomnieć że np. absolutny geniusz kina - Alfred Hitchcock, nigdy nie dostał Oscara. Jeżeli weźmiemy pod uwagę znikomą konkurencję jaką miał w swoich czasach, to sytuacja wydaje się nieprawdopodobna. Oscara nie dostał nigdy również Charles Chaplin (za muzykę i całokształt nie liczę). Sergio Leone praktycznie nigdy nie dostał żadnej poważnej nagrody, o Oscarze nie wspominając. Takich przykładów można podać jeszcze wiele. Tak więc zgadzam się że przytoczone przeze mnie fakty nie decydują o jakości filmu.
Znam te zestawienia i przy takim AFI ( jest mi ono obojętne bo za jedyne interesujące uznaje zestawienia międzynarodowe ) zachodzę w głowę czemu jest mało filmów grozy - ich klasyki bywają bardziej złożone, intelektualnie wyzywające w większym stopniu niż te niektóre proste dramaty - jak taki Szałszank ( bez złośliwości - analizy na ich temat dowodzą faktów ). Czasem wydaje się, że owa lista promuje "pozytywność", celuje się w bezpieczne, niekontrowersyjne pozycje familijne bo AFI ma trafiać do szerszego grona. Pytanie - co tu decyduje przede wszystkim? Czy to ma być zestaw złożony bardziej z "oscarowych" klasyków zdobywających szeroką popularność i lubianych szeroko przez publikę? Czy faktycznie "Toy Story" - kamień milowy dla animacji winien się znaleźć w miejsce Narzeczonej Frankensteina - a ta regularnie będzie wyżej w zestawach egalitarnych ( i nie tylko anglojęzycznych ) - gdzie krytycy wybierają bardziej pod siebie? AFI jak mu się przyjrzeć jest dość populistyczne - i trochę w takim tonie dobiera się do niego pozycje.
Przez krytykę nie był nigdy wzgardzony - skąd to? Tylko lokaty ma rozsądniejsze co znaczy, że w niektórych się nie mieści.
Dokładnie. Wszystkie kwestie uwieszone w cytatach podochodzą z tego forum. Co więcej są to cytaty dokładne (właśnie dlatego użyłem sformułowania pogardzają).
Zresztą stwierdzenie że tego filmu nie ma w żadnym poważnym rankingu zdaje się pochodzi od Ciebie.
A czy istniej coś takiego jak idealny ranking? Ja za każdym razem jak widzę komentarze pod rankingiem to zachodzę w głowę czemu niektórzy nie potrafią pojąć znaczenia dwóch słów "subiektywne" i "obiektywne". A więc wszystkie rankingi i opinie są subiektywne. Dlatego właśnie nie ma rankingów doskonałych. Obiektywna jest np. matematyka. Dlatego obiektywne jest np. zestawienie najlepiej ocenianych filmów na filmwebie. Dlatego że jest to matematyka - średnia uzyskanych ocen. Co ciekawe to jemu właśnie większość użytkowników zarzuca brak obiektywności:) No ale jak patrzę jak niektórzy narzekają na maturę z matematyki (żenująco prostą) to jakoś sobie ten stan rzeczy tłumaczę.
Bo nie ma go wysoko gdziekolwiek gdzie za rankingi ( w spisach międzynaronodowych ) biorą się fachowcy. Daleko poza setką. Parę podobnych przeglądałem.
Idealny ranking? Taki ma uwzględniać wszystkie doskonałe filmy jakie powstały - także takie o których nikt dotąd nie słyszał. Ma pomóc w poszerzaniu horyzontów - korzystam z jednego i jestem zadowolony. I początek musi być obsiany najbardziej przełomowymi i znaczącymi dziełami, wyznaczającymi najistotniejsze kierunki dla następnych pokoleń filmowców. Ich wpływ jest widoczny gołym okiem co przyczynia się do przyznania bliższego obiektywizmu co do ich wartości. I tu też jest ok. Wszystko co ma być to jest. Generalnie jestem zadowolony.
Może to jest tylko konkurs ale zawsze można się czegoś dowiedzieć przy okazji. Nawet zachęca by pójść do biblioteki, wypożyczyć opracowania i dowiedzieć się więcej. A czego się dowiem z takich jak ten? Głównie to, że coś jest lubiane. I niewiele poza tym.
Wiedziałem że tak będzie:) Nawet przytoczone fakty nie zmienią tego, że w swoim mniemaniu zawsze będziesz miał rację. Dlatego dyskusja z tobą raczej nie ma sensu. Powiedziałeś że filmu nie ma w żadnym poważnym rankingu. Przytoczyłem jeden z najbardziej poważnych. Ranking bardzo prestiżowy. Tworzony przez fachowców. Więcej przytaczać nie muszę bo swoją rację już udowodniłem.
Twoje dywagację na temat idealnego rankingu sprowadzają się do jednego- idealny jest taki, który tobie się podoba. Nie bardzo mam ochotę ponownie zniżać się do dyskusji na takim poziomie (już raz się dałem "wkręcić").
Oj, nie przekręcaj tak kota ogonem. Po prostu, mogę przytoczyć inny na fakty o których ja pisałem. Nie chcesz wziąć tego pod uwagę? Nie jest to zastanawiające? Jest daleko od czołówki: ergo - ty masz taki fakt, ja znalazłem inny. Moje uwagi na temat AFI nie są od rzeczy.
"idealny jest taki, który tobie się podoba." - naturalna kolej rzeczy bo w takich znajdę coś dla siebie, jeśli ciebie satysfakcjonuje IMDB i jesteś super happy zadowolony to naprawdę sądzisz, że to jest coś reprezentatywnego? Że ktoś jak ja wtedy przeżyłbym tu przygodę filmową? Szukałem czegoś wartego uwagi i znalazłem, ot, tyle. I parę mu podobnych - i ten twój kochaniutki filmik nie figuruje za bardzo w tych miejscach - i odpowiadają za niego znawcy tematu. Status "wspaniałości" tego hitu dziecinnie łatwo podważyć i słusznie zauważono, że jego odbiór się nadaje raczej do socjologii. "Uwielbienie" tłumów to nie jest rzeczowa krytyka.
Czemu nie chcesz stanąć z boku i przyjrzeć się z innej strony? Tak po prostu chce ci się analizować jakiś wydumany "fenomen", tłumaczyć każdemu ten "fenomen" i stwierdzić, że to jeden jedyny wymiar rzeczywistości?
Mój post był ściśle związany z "faktami" przedstawianymi na tym forum. Twoje zdanie było błędne tyle. Nie przekręcam kota ogonem. Po takim poście jak mój powinieneś powiedzieć "ok nie miałem racji ale zwróć uwagę na fakt...". Ty dalej próbujesz twierdzić że twoje zdanie nie było błędne.
Czy jest daleko? Dla mnie 72 miejsce to bardzo dobry wynik. Nigdy nie twierdziłem że SnS powinien być pierwszy/w pierwszej dziesiątce/w pierwszej setce itd. Nie sadzę aby jakiekolwiek arbitralne sądy w sztuce miały sens. A wszystkie rankingi traktuję jako ciekawostkę i tak naprawdę mało mnie obchodzi jaki film na jakim jest miejscu.
"Moje uwagi na temat AFI nie są od rzeczy." Nigdy tego nie twierdziłem. Nie wiem skąd taka uwaga. Też wolałbym zestawienie międzynarodowe. Tylko że nie ma tak prestiżowego zestawienia międzynarodowego jak ranking AFI.
"naturalna kolej rzeczy bo w takich znajdę coś dla siebie" Oczywiście. Dlatego właśnie każdy jest tak samo subiektywny i dlatego właśnie pisałem o powszechnym niezrozumieniu słowa 'obiektywny".
"jeśli ciebie satysfakcjonuje IMDB i jesteś super happy zadowolony" No i zobacz. Dlaczego próbujesz mi wmówić czegoś czego nie powiedziałem? Mało tego, te zdanie jest całkowicie różne od moich poglądów. Możesz mi wierzyć lub nie ale ja na rankingi filmwebu i imdb nawet nie patrzę (mimochodem niekiedy zauważę pozycję niektórych filmów). Mało tego ja w ogóle nie patrzę na oceny filmów. Naprawdę nie zwracam na to uwagi, takie statystyki mnie nie interesują.
Jedyne rankingi jakie niekiedy przeglądam to rankingi indywidualne (tworzone przez konkretne osoby). Niekiedy można wyciągnąć z nich coś ciekawego. Właśnie dlatego że są tak różnorodne. Nie każdy jest dla mnie interesujący ale każdy szanuję (w tym się różnimy). Rankingi tak poważnych instytucji jak AFI z natury rzeczy będą miej różnorodne. Takie instytucję starają się docenić przede wszystkim najważniejsze pozycje dla kinematografii. A czy się tobie to podoba czy nie, z reguły są to te pozycje bardzo znane.
Wydaję mi się że ty trochę nie trafiasz z tymi atakami. Bo widzisz ja jestem troszkę innym przypadkiem (a możesz takich jak ja jest więcej - nie wiem). Ja obejrzałem już całą masę filmów. I uwielbiam zarówno tych twórców "popularnych" jak i "artystycznych" (nie cierpię tego określenia). Tylko większość filmwebowych "naprawiaczy świata" nie jest w stanie pojąć tego, że jedno nie wyklucza drugiego. To że lubię SnS wcale mi nie przeszkadza zachwycać się filmami Bergmana, Kieślowskiego, czy Kurosawy (pierwsze z brzegu nazwiska). Uwielbiam amerykańskie kino rozrywkowe (kolejny zwrot którego nie cierpię), nie przeczę. Tylko że w żaden sposób nie blokuje mi to innych odłamów sztuki. A dlaczego trzy wyróżnione przeze mnie filmy (poza nimi 10 nie przyznaję) to są pozycję tak popularne? Przypadek. Wcale nie znaczy to że mniej doceniam inne pozycje. Poza tym nie popadajmy w skrajność, nie ma sensu czegoś lubić tylko dlatego że jest popularne i tak samo nie ma sensu tylko dlatego takich pozycji nie lubić. Popularne nie znaczy złe (nie znaczy również dobre).
Zrobię coś czego zapewne będę żałował. Bardzo pobieżnie powiem dlaczego tak doceniam SnS. Być może głupcy nie potrafią się uczyć nawet na swoich błędach. A być może po raz kolejny wzięła górę moja wiara w ludzi (wydaję mi się że z moim pozytywnym nastawieniem jestem na tym forum ewenementem). W każdym bądź razie mam nadzieję że będziesz potrafił się do tego odnieść na poziomie (niekoniecznie za wszelką cenę starając się udowodnić swoją wyższość).
Swego czasu bawiłem się w kręcenie filmów amatorskich. Tylko w przeciwieństwie do wielu tak bawiących się ludzi, traktowaliśmy to bardziej profesjonalnie. Tzn nasze filmy były tak samo amatorskie ale bardzo skupialiśmy się na samej technice (często nawet kosztem fabuły). Dużą rolę odgrywał fakt że mieliśmy bardzo dobrze dobraną ekipę (dwóch z niej w próżniejszym czasie skończyło filmówkę - operator i aktor). W każdym razie sporo czytałem o samej technice kręcenia (od tego czasu już mam taką manierę i bardzo zwracam na to uwagę w filmach). Jako że moją największą pasją zawsze był horror, głównie na nim się skupiałem ale interesowałem się też filmem ogólnie. No i zawsze bardzo zwracałem uwagę na sposób opowiadania historii w filmie - konstruowania akcji/fabuły. Mistrzem w tej materii zawsze był dla mnie Robert Zemeckis. Ale filmem który zrobił na mnie największe wrażenie był właśnie SnS. Dla mnie jest to mistrzostwo świata. Akcja sinusoidalna mistrzowsko operująca wyciszeniem. Same szczyty sinusoidy również niesamowite. Odpowiednio wkomponowane, zaskakujące, dobrze spuentowane. Film pomimo swojego stonowanego charakteru w ogóle się nie dłuży. Dodatkowo rewelacyjnie wprowadzono narrację. Z własnego doświadczenia wiem (nikłego - zdaję sobie z tego sprawę), że jest to cholernie trudne. Narracja zazwyczaj zabija historię. W filmach robi się wszystko aby narracji uniknąć. Nigdy nie widziałem tak dobrego zastosowania tego zabiegu jak w SnS. Kolejną rzeczą która według mnie jest genialna w SnS, jest spójność kompozycji. Wszystkie elementy idealnie do siebie pasują. Gra aktorska, zdjęcia, muzyka itd (jednocześnie każdy z tych elementów to majstersztyk profesji). Wszystko jest utrzymane dokładnie w tej samej tonacji. Nikt nie wychodzi przed orkiestrę. Wyciszona gra aktorska, klasyczne zdjęcia, stonowana muzyka... Wbrew pozorom to nie jest efekt łatwy do uzyskania. A zazwyczaj bardzo mocno wpływa na końcowe wrażenie (wyłączając oczywiście filmy będące formalnym eksperymentem). O zaletach SnS mógłbym pisać jeszcze długo. Tylko chyba nie ma to sensu. Po pierwsze nie wiem czy nie piszę do ściany, a po drugie chyba nie taki był cel tej dyskusji.
W takim razie przyznam, że mógłbym być bardziej wylewny na temat rankingów. Nie precyzowałem ( acz ten znałem ) bo w ogólnym stanie przeglądając wszystkie zestawy ( i biorąc pod uwagę fakt, że AFI mnie mniej obchodziło bo zajmuje się tylko produkcjami z własnego kraju ) Shawshank jest praktycznie nieobecny. Lepiej?
I tak, mam wrażenie, że coś kręcisz między wierszami i ten twój post jeszcze to wrażenie pogłębia. :)
"Tylko że nie ma tak prestiżowego zestawienia międzynarodowego jak ranking AFI." - jeśli się nie widzi nic ponad Amerykę to faktycznie, jest najbardziej prestiżowy. Ja bym się spodziewał po Tobie, zainteresowanego filmem bardziej fachowo odrobinę większego rozeznania. Oscary są najbardziej wypromowane, ich filmy najchętniej oglądane - co nie znaczy, że są w dziedzinie wyboru najlepszych filmów autorytetem. AFI się skupia jedynie na swoim kraju. Hmm, można powiedzieć, że jest odpowiednikiem takiego magazynu Kinema Junpo gdzie tam wybiera się tylko japońskie. Nie mylić prestiżu z najlepiej rozreklamowaną firmą proszę.
"No i zobacz. Dlaczego próbujesz mi wmówić czegoś czego nie powiedziałem? Mało tego, te zdanie jest całkowicie różne od moich poglądów. Możesz mi wierzyć lub nie ale ja na rankingi filmwebu i imdb nawet nie patrzę"
To dobrze. Ale jak zdarzy ci się je przejrzeć ( a wiadomo, że musiałeś by sprawdzić pozycję choćby Skazanych ) nie wmawiaj mi z kolei, że to o czymś świadczy. Mój sceptycyzm jest dla mnie bliżej prawdy. Prawdy, która jak zawsze leży gdzieś pośrodku. ;)
'obiektywny". - nie znaczy, że nie istnieje. Także o twoim kochaniutkim, przereklamowanym ( ale nie przez krytykę - szczęście, że ma trochę więcej oleju w głowie :) - tylko publikę ) filmiku nie da się po prostu stwierdzić, że jest zwykłą chałą. Bo nie jest.
"A czy się tobie to podoba czy nie, z reguły są to te pozycje bardzo znane." - owszem, Amerykanów to mamy wszyscy w małym palcu, trudno nie znać bo u nich wszystko co nie do pominięcia jest abecadłem kinofila.
"Swego czasu bawiłem się w kręcenie filmów amatorskich. Tylko w przeciwieństwie do wielu tak bawiących się ludzi, traktowaliśmy to bardziej profesjonalnie. Tzn nasze filmy były tak samo amatorskie ale bardzo skupialiśmy się na samej technice (często nawet kosztem fabuły). Dużą rolę odgrywał fakt że mieliśmy bardzo dobrze dobraną ekipę (dwóch z niej w próżniejszym czasie skończyło filmówkę - operator i aktor). W każdym razie sporo czytałem o samej technice kręcenia (od tego czasu już mam taką manierę i bardzo zwracam na to uwagę w filmach). Jako że moją największą pasją zawsze był horror, głównie na nim się skupiałem ale interesowałem się też filmem ogólnie."
Świetnie, te osobiste wtyki to najciekawsza rzecz, którą napisałeś. :) Dalej jest to twoje hobby? Mimo naszych różnic chętnie bym na planie pobył i skręcilibyśmy coś wspólnie. Choćby horror. :P A gdybyś powiedział jeszcze, że potrafisz rysować ( bo coś mi takiego po głowie lezie ) to będę zabiegać o bliższą znajomość. :D
"Tylko chyba nie ma to sensu. " - a coś mówiłem, że coś kręcisz. Mnie też się podoba płynność narracji i współgranie elementów zaznaczając przy tym, że tu również nic nowego nie występuje, Shawshank to dobrze skrojona powtarzalność wszystkiego co już było - od samego tematu po sposób kręcenia - fajnie, że to nieźle wyszło ale odtwórczość rzuca się w oczy choćbyś nie wiem jak próbował zaklinać rzeczywistość. Przymknąć oka na to co się wałkuje na okrągło przybierając ogólny kształt w mniej kolorowy obraz, no, nie da się. Jest tak ładny jak konwencjonalny. I kto tu pisze do ściany? Ha. Siła tego "arcydzieła" jest tak wielka, że aż muszę się posilić rozrywkową kinematografią Hong - Kongu by być bardziej usatysfakcjonowany. Najbardziej ograna do znudzenia wypromowana głównie przez amatorów "wybitność" jaką znam.
Pozdrawiam
Staraliście się kreować rzeczywistość w której SnS powszechnie uważany jest przez krytyków za film przeciętny. O tym że tak nie jest nich świadczy przytoczony przeze mnie ranking. Poza tym ten ranking był bezpośrednią odpowiedzią na niektóre zarzuty (który raz już to mówię). Nie starałem się nim udowadniać wartości filmu, a jedynie nakreślić rzeczywistą sytuację. Dalsza dyskusja o rankingach nie ma sensu.
Praca już mi nie pozwala na taką zabawę. A jeżeli już to bawię się w to w gronie osób, które z różnych względów cenię.
Talentu rysownika nie posiadam (zapewne o to ci chodziło). Samo rysowanie dla reżysera (nawet amatorskiego) jest jednak niezbędne. Bez rozrysowania scen to filmy kręcą tylko niektórzy europejscy chałturnicy (stawiają kamerę i jakoś to będzie).
Jak widać rzucenie jakichkolwiek przemyśleń na temat SnS nie miało sensu. Nigdzie nie mówiłem że ten film jest oryginalny. Zresztą mało który film jest oryginalny. Dodatkowo często te najbardziej rewolucyjne (oryginalne) są słabe. Mówiłem o tym że SnS jest najlepiej wykonany. W kwestiach które mnie interesowały nie znalazłem lepszego wykonania niż w SnS. To jest dla mnie atut ogromny. Dalsza dyskusja nie ma sensu bo staje się wygłaszaniem monologów.
O tym, że jest przeciętny nie decydują żadne rankingi, wystarczy trochę obycia by dojść do tego momentu by stwierdzić, że nic specjalnego. Co do krytyków - tak, wielu też lubi. I ma świadomość kalek. I nie przeszkadza by lubić dalej. Umieszcza na listach typu "filmy, które powinny mieć Oscara". Widziałem. Mówisz, że dobieram rankingi wg. upodobań - wybieram najlepszy możliwy w którym na czele są tam rzeczy, które zawsze się tam wybierało, 50 lat temu jak i teraz. Znaczy, że jest w nich jakaś ciągłość kulturalna - rzeczy ponadczasowe z różnych względów - wykonanie, nowatorstwo i wartość refleksji. Shawshank nie jest w nich za bardzo obecny. Np. Ojciec jest. Domyślam się czemu. Wbrew nawet entuzjastycznym recenzjom czy to Eberta czy kogoś innego podchodzi się ostrożniej gdy się głębiej wniknie w strukturę filmu. Ja tak sądzę. Nie wszyscy krytycy rzekną jednogłosem. Jest dobrym tytułem ale są rzeczy ważniejsze z rozmaitych względów. Rozumiesz?
"Mówiłem o tym że SnS jest najlepiej wykonany." - to ciekawe, że choćby najlepsze wykonanie ( co poddaje w wątpliwość - jako, że styczność z czymś podobnym miałem a za tym szło jeszcze coś więcej niźli ślizganie się po powierzchni zagadnień za które się bierze, o stronie formalnej mógłbym rzecz - jest nieco tak plastikowa jak sama treść - czytaj - typowa dla Fabryki Snów ) czegoś tam nie zrobiło Wielkiego Kina. Można to dalej ciągnąć lecz jak mówisz, że wygłaszamy teksty obaj wpatrzeni w siebie to tak, nie ma to dalej sensu. O czym wiedziałem od razu. :P
"Praca już mi nie pozwala na taką zabawę" - szkoda, może byśmy zostali sławni. ;) Kręciłeś horror, dramat, komedię?
Oczywiście że Ciebie rozumiem. To ty nie potrafisz zrozumieć mnie. Nie potrafisz zrozumieć że z pewnych względów (terytoriów filmowych które zawsze będą dla mnie bardzo istotne) ten film jest dla mnie bardzo ważny. Pewna technika, którą sam starałem się stosować, robi na mnie wielkie wrażenie. Nigdy nie twierdziłem że jest to film najlepszy. Po pierwsze takie coś nie istnieje, a po drugie w ogóle mnie to nie interesuje.
No i znowu zarzucanie braku obycia:) Zdaje się tak najłatwiej. Uwierz mi że braku obycia raczej nie można mi zarzucić. Jak mówiłem uwielbiam też pozycję które w tych twoich rankingach są zawsze w czołówce. Nigdy nie widziałem w tym żadnego problemu. To u ciebie jedno koliduje z drugim. No ale ty zapewne znowu będziesz pisał swoje.
Dla mnie wykonanie najlepsze. Możesz się z tym nie zgadzać. I zrobiło wielkie kino. Wielkie kino popularne ale dla mnie w żaden sposób nie umniejsza to jego wielkości.
Czego ja nie kręciłem:) Jednak dominującymi gatunkami był horror, gangsterka i komedia absurdu. Ogólnie pastisz w tych produkcja często ścielił się gęsto. Te gatunki to taki miks zainteresowań członków ekipy. Z dramatami i poważnymi filmami w ogóle, jest problem techniczny (wymagają większych nakładów - tym bardziej w czasach gdy to robiliśmy). Chociaż zdarzało się nam kręcić również na poważnie. Ja miałem np. taki projekt do którego się zabieraliśmy bodajże 3 razy. Niemy (cały utrzymany w tej stylizacji) thriller z psychopatycznym zabójcą w roli głównej (z kontrastującą ze stylistyką ekspozycją scen morderstw - coś a'la serial Dexter) z elementami kina noir. Takie połączenie Doktora Caligari, Psychozy i Chinatown:) Mimo że film miał trwać ok 30 min to jednak aby uzyskać wymarzony efekt potrzeba było sporo sprzętu. Niektóre z projektów w ogóle nie nadawały się do amatorskiej realizacji.
Mam inne kryteria, które czynią film wielkim. Ten się nigdy w ich poczet nie wliczy. Temat uważam za wyczerpany. Popularność nie ma tu nic do rzeczy.
Ile pieniędzy poszło na realizację jednego projektu?
Zgadzam się.
W Zmiennikach był taki reżyser Barewicz. I rzucał jak z rękawa takimi formułkami jak: "kino jest sztuką kompromisu" albo "kino jest sztuką rezygnacji". Te formułki jak ulał pasują do kina amatorskiego. Bardzo często sam budżet filmu można mocno ograniczyć. Nie pamiętam teraz największego budżetu jaki pochłonęła jedna nasza produkcja ale raczej nie były to wielkie kwoty. Problem zazwyczaj jest w czym innym. W sprzęcie. Super jest jak masz ewentualnie od kogo pożyczyć np. co lepszą kamerę (pamiętaj że dla uzyskania niektórych efektów jedna to mało) albo chociażby dobry mikrofon (wbrew pozorom również droga rzecz). No ale niestety niekiedy są to problemy nie do przeskoczenia.
Zresztą dzisiaj i tak jest dużo prościej. Wszystkie kamery są cyfrowe. My często musieliśmy korzystać z analogowych (albo przynajmniej pół-cyfrowych). Biorąc pod uwagę że dobry program do obróbki można bezczelnie ściągnąć z neta, to taka sytuacja dożo ułatwia.
Swego czasu było ale jeden koleś się zbuntował i musieliśmy zdjąć. Zresztą dużą część i tak mamy na taśmach i jakoś nikt się nie kwapił żeby to przetworzyć.
Mam pomysł na film. Zbierzemy się do kupy i robimy. Tylko nie wydmuszki jak Shawshank tylko coś ciekawszego. Haha. Problem, to ma być epickie. Trzeba zainteresować inwestorów. :P