Udałem się na sens z nadzieją na dobry film, ale strasznie się zawiodłem. Na początku dodam że nie oczekuje od filmów z Bondem super realizmu jednak nie lubię jak ktoś robi ze mnie głupka czy tez obraża moja inteligencje. A przez większość filmu miałem nie odparte uczucie że ktoś wałśnie próbuje ze mnie zrobić idiotę, i zastanawiałem się kto bardziej czy reżyser tej szopki czy recenzenci którzy dali tak wysokie oceny. W kilku wątkach już zostały pokazane faile tego filmu jednak ja opisze je jeszcze raz po swojemu:
1. Scena pierwsza pościgu już mnie zaniepokoiła. Mogę przeboleć jazdę po starych dachach bez niszczenia dachówek motocyklami. Jednak sposób w jaki Bond dostał się na pociągu jest śmieszny. Rozpędza się wali w barierkę motocyklem po czym niczym z katapulty lecie na dach pociągu. Co to ma być. Myślę sobie więcej w tym przypadku niż jakieś przemyślanej akcji. Moim zdaniem bardziej do Bonda pasowałoby jakby tym motocyklem wyskoczył przejeżdżając po dachu jakiegoś samochodu i na tym motocyklu spadły na dach pociągu.
Dalej wsiada do koparki ale po co? Chciał łychą tego gościa zdzielić czy co? A tamten koleś zamiast kontynuować ucieczkę stoi i strzela( z pistoletu z innym magazynkiem niż używał chwilę wcześniej wysiadając z audi). Dalej gdy dochodzi już do walki Bonda z tym gościem na dachu to nagle machają kawałkiem łańcucha ,skąd go tam wzięli? akurat metrowy kawałek łańcucha na dachu pociągu ot tak sobie leżał i czekał. Następnie to co najbardziej mnie zabolało to ta murzynka dojeżdża do końca drogi wyskakuje z samochodu i wyjmuje karabin maszynowy. Ja się pytam czy tego karabinu nie mogli użyć w pościgu wcześniej? czemu Bond nie strzelał z niego do kolesia w audi? albo ta murzynka nie strzelała w momencie gdy ten koleś wyszedł z rozwalonego audi i wszystkich kosił z pistoleciku. Następnie ten upadek z mostu mogę przemilczeć jednak czemu w późniejszych scenach nie widać blizny po drugiej kulce?
Naprawdę ten Bond ma tyle wad że aż dalej nie chce mi się wszystkiego szczegółowo wypisywać. Brakuje w nim przede wszystkim jakiegoś logicznego wątku przyczynowo-skutkowego. Razi w oczy bezsensowna akcja ze snajperem, która niby potem prowadzi Bonda do kasyna dalej do laski a następnie do czarnego charakteru. Jeśli ktoś tutaj powie że to była intryga Silvy w celu sprowadzenia Bonda do niego, to przypomnę tylko że w momencie wysadzania siedziby MI6 Bond był uznawany za zmarłego. Dlatego Silva nie mógł budować intrygi w oparciu o Bonda. Ktoś tutaj powie że Silva był na tyle dobrym agentem że wiedział że Bond żyje . To znów Silva nie mógł mieć pewności że Bond wygra ze snajperem na dachu a następnie przeżyje starcie ze trzema gorylami w kasynie.
Dalej czepiając się niektórych scen jakim cudem udało się przenieść na wyspę nadajnik który do najmniejszych nie należał, chyba ochroniarze tak genialnego hakera to nie idiocie i powinni Bonda przynajmniej przeszukać. Sam sposób w jaki Silva dał się złapać też jest strasznie naiwny. Bond rozwala ochroniarzy a Silvy nie tyka, przecież ze złości za zabicie laski mógł go kulką potraktować. Jak tak głębiej się zastanowić to na każdym kroku reżyser podaje nam strasznie naciągnę i nie logiczne sceny.
Na koniec powiem tak że pomysł na czarny charakter był bardzo dobry. Były agent które chce się zemścić na M. Jednak wykonanie tego jest moim zdaniem beznadziejne. Szkoda że po świetnym Casino i przyzwoitym QoS ktoś tak popsuł nową koncepcję Bonda.