Cztery lata czekałem na nowego Bonda. Nie narzekam. Jedyne zastrzeżenie to nowy Q, nieciekawy, właściwie niepotrzebny, nic nie wnosi do filmu - Ben Whishaw wręcz niejako ugasił żar dawnej postaci. John Cleese jako Q to było coś :) W ogóle Bondy z Brosnanem były bardzo kreatywne i widowiskowe. Brak mi tamtej atmosfery. Do refleksji skłoniła mnie piosenka Adelle. Zmierzam do sedna..
Z okazji Bonda 23-go warto zrobić przegląd czołówek do kolejnych filmów. Rzadko się o nich mówi, a to przecież też już niezła historia. 23 piosenki i 23 animacje. Czołówki Bondów to prawdziwe dzieła. Majstersztyki kinematograficzne. Naszpikowane symboliką, streszczenia tego, co widz będzie oglądał przez następne dwie godziny, a jednocześnie pełne romantyzmu i tajemnicy.
Zachęcam, obejrzyjcie je po kolei, śledząc na youtube (wpisujcie tytuł filmu oraz słowa "opening theme" najlepiej szukając wersji HD). na ich podstawie dobrze widac, w jakim kierunku rozwijała się kinowa seria z agentem 007. Osobiście uważam, że z nadejściem Goldeneye nastąpił pewien przełom. Utwory stały się ciekawsze, mocniejsze, nie tracąc przy tym romantyzmu, a animacje - dzięki nowym technologiom - bogatsze i bardziej dopracowane. Moja ulubiona, to czołówka z "Śmierć nadejdzie jutro".
Z seansu wyszedłem zadowolony. Pozostaje mi czekać - na szczęście tym razem tylko dwa lata - na kolejne przygody faceta, który na pytanie "Co ty możesz wiedzieć o strachu?" odpowiedział "Wszystko!".
Heh, czołówki to bardzo ciekawy temat na dłuższą dyskusję. Moje ulubione to wszystkie Brosnanowskie (za wykonanie i najlepszą symbolikę), najmniej zaś lubię tę z "LTK" - nie dość, że mało oryginalna (to bym przełknął, juz większość czołówek z Moore'm była w jeden deseń), to jeszcze momentami zwyczajnie niechlujnie wykonana, co nigdy wcześniej ani później się nie zdarzało. Pozdrawiam
Nowy Q miał jedną małą rolę do odegrania - zauważyłeś może jak często ktoś wytykał Bondowi jego wiek? Wprowadzenie nowego Q jako młodego informatyka, który wygląda, jakby dopiero co skończył studia miał uświadomić widzom i bohaterowi, że stary porządek znany 007 zostanie zastąpiony nowym, w którym rzekomo nie ma miejsca dla takich, jak on. Ale film pokazuje, że doświadczeniem i determinacją można nadrobić braki kondycyjne i wiek. Bond stawia się i udowadnia na przekór wszystkim, że wciąż jest najlepszy.
A zauważyłeś może, że wzięcie Craiga do roli było dość dobrze przemyślane? O ile ja wolałem Brosnana z jego klasą, elegancją i przystojną twarzą, o tyle zwróciłem uwagę, że ostatnio panuje w Hollywood moda na filmy urealistycznione. Czemu Kapitan Ameryka nie nosił tego typowego dla superbohaterów spandeksu znanego z komiksów? Tak samo na przykład nowe Batmany, w których postacie nie wyglądają jak przekolorowani superzłoczyńcy i superbohaterowie z komiksów i starych filmów. Nowy Bond ucieka od tego fajnego, efektownego mitu superszpiega uzbrojonego w supergadżety i którego to złoczyńca albo przywiązuje do stołu pod laserem, który ma go przeciąć na pół powolutku za pół godziny albo wiesza nad basenem z wygłodniałymi rekinami. Craig idealnie pasuje do takiego 'realistycznego' szpiega. A Roul Silva grany przez Javiera Bardema przywodzi mi na myśl Bourne'a, gdyby mu odbiło i postanowił być tym złym.