PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=451244}
7,4 293 tys. ocen
7,4 10 1 293125
7,5 66 krytyków
Skyfall
powrót do forum filmu Skyfall

Bond ma na początku idealną okazję aby przestać być wreszcie agentem a ma ku temu ważne powody. Po postrzeleniu przez własnego człowieka zostaje uznany za zmarłego. Ma okazję przekonać się że nikt nie dba o jego życie czy jego dobro. Liczy się tylko jego użyteczność jako agenta. Oddaje zdrowie, życie osobiste a nawet życie dla służby a gdy powraca jest na dodatek traktowany jak zużyty przedmiot. Czemu wraca? Bo Bond to zwykły frajer. Śmieszne jest jak boczy się po powrocie na M tak jakby prosił o przeproszenie a ona pyta się go czy aby się umył bo brzydko pachnie ha ha ha. Na dodatek Bond podejmuje spontaniczne, graniczące z głupotą decyzje jak zaczepienie się o windę. M również podejmuje decyzje pozbawione sensu. Patrz ryzykowny strzał w Bonda który jest przecież agentem doskonałym i niezawodnym. Potem trzyma się stołka jak przyspawana mimo że straciła dysk z danymi agentów i przez nią zginęła masa ludzi. Nawet padają w filmie słowa wypowiedziane przez pszyszłego M że ci agenci i te służby są jak banda idiotów toczących wojnę z niewidzialnym wrogiem - aluzja do wojny z terroryzmem a może rzeczywiście to sami idioci z Bondem na czele? W końcu Bond będzie ratował potem tyłek M która miała jego życie za nic a nie musiał wcale tego robić. Q również ośmiesza Bonda podczas pierwszej rozmowy. Zazwyczaj Q jest zabawnym akcentem w filmach o Bondzie a tym razem tylko pokazuje jaki z tego Bonda frajer. Nowy, młody Q to zimny geniusz/informatyk a nie zabawny dziadek tworzący śmieszne gadżety jak w starych Bondach. Bond obraca babę jedną za drugą. To nic nowego ale czemu w tym filmie same włażą mu w łapy jedna za drugą? Przecież piękny to on nie jest. Zamienia parę słów z kobietą a potem już wita się z nią pod prysznicem. Wcześniej mówi jej cały opis jej życia tak jakby był jakimś jasnowidzem. Ta czarna agentka która go prawie zastrzeliła oczywiście nie ma potem nic przeciwko małemu bara bara z Bondem, nie ma też nic przeciwko że Bond na jej oczach ugania się za następną. Potem będzie trójkącik? Nie, nic z tych rzeczy. Mamy homo zaloty byłego agenta do związanego Bonda. Gratulacje dla twórców za niszczenie wizerunku Bonda tak samo za wątek romansowy którego w tym filmie praktycznie nie ma. Kończy się szybkim, zdecydowanie za szybkim brutalnym zabójstwem kobiety który nie ma nic z pięknego romantyzmu Casino Royale. Czyli kolejna klapa jak nowy Q który tylko umniejsza siłę, inteligencję i umiejętności Bonda. Były zły agent zamiast po prostu zabić M wcześniej to utrudnia sobie to zadanie dając się schwytać i potem dążąc do tego celu wysadzając po drodze pół Londynu i zabijając masę ludzi tylko nie M - LOL. Kolejny idiota? Bond zamiast młodych lasek wozi po mieście jakąś starą, irytującą babę swoim stary wysłużonym Astonem Martinem w rytm klasycznego motywu muzycznego. Błagam niech ten film już się skończy:/ A teraz co? Kevin sam w domu i Bond przygotowujący się na przyjście mordercy M, będzie zastawiał pułapki? Litości. Zły bandzior bawi się we włamywacza nieudacznika niczym złodzieje z Kevina i oczywiście przegrywa w najbardziej bzdurny z mozliwych sposobów. Na szczęście ta irytująca baba i tak zeszła:) Najgorszy Bond a tak dobrze się zapowiadał. Z przebiegło, przystojnego, niesamowicie inteligentnego i sprawnego fizycznie agenta zrobiono zdziadziałego mega frajera, ciapę, smutasa i ofiarę losu. Nigdy więcej takiego Bonda.