..który właśnie wrócił z kina, muszę z czystym sumieniem powiedzieć, że film absolutnie genialny. Craig, to dla mnie nr dwa, po Sean'ie Connery, w roli agenta MI6. Film urzekł mnie kilkoma 'powrotami' do historii. Fajnie, że twórcy, uzyskali 500% Bonda w Bondzie, w przeciwieństwie do Casino.. czy Quantum..
Ahh, fragment, gdzie jako tło muzyczne słuchać wątek z pierwszych części Jamesa Bonda.
Polecam. Jako miłośnik JB. Ale wiadomo, gusta są różne (;
A ja jako wieloletni fan Bonda jestem po raz pierwszy rozczarowany częścią Craiga. W "Casino Royale" i "Quantum..." było Bonda znacznie więcej (jeśli nie filmowego, to przynajmniej powieściowego). Choć brawa za Silvę i Q.
Również uważam "Skyfall" za genialny...i również wielbię Seana jako najlepszego 007 ale Daniel zbliżył się do niego jak nikt przedtem.
Nie chcę nikogo klasyfikować, ale mam wrażenie, że "Skyfall" podoba się ludziom, którzy lubią bondy z Connery'm i to na ich podstawie definiują przymiotnik "bondowski". Natomiast ci, którzy wolą filmy z Moore'm i Brosnanem nie trawią najnowszej części, często też Craiga w ogóle...
ja osobiście nie lubię filmów akcji,są dla mnie zbyt sztuczne,i mnie normalnie nudzą. natomiast skyfall? nie mogłam oderwać oczu od ekranu. film jest powalający. majstersztyk aktorski [craig,fiennes,BARDEM!!]. fantastyczna reżyseria,piękne zdjęcia,genialne efekty specjalne i co najważniejsze: fenomenalna wejsciowka z piosenka adele. fabuła niesamowicie trzymała w napięciu. świetne byly również odwołania do poprzednich części double o seven, db5 [rozpływałam się cały film,najpiękniejsze auto świata]. co mnie zadziwiło: niesamowicie zabawne dialogi. były sytuacyjne,a mimo wszystko cała sala wybuchała śmiechem. scena w muzeum z Q,czy 'mommy was very bad' bardema. nie bylo żadnych plastikowych gadżetow,ktore mialy odciagnac uwage od filmu,akcja w czystej postaci! nie wspomnę już od niesamowicie przystoknym danielu od którego wzroku oderwać nie można było! w ciagu najblizszych dni wybieram sie do kina ponownie!! :)
Ja filmy akcji lubię, szczególnie klasyki, ale nie mam nic przeciwko rezygnacji z paru eksplozji na rzecz kwestii fabularnych.
Wygląda jednak na to, że wielu ludzi uwielbia schematy, poza którymi nie potrafi myśleć...
Jasne, spostrzeżenie stare jak świat. Komuś się nie podoba to, co tobie, to na pewno jest głupi.
Uwielbiam Bonda z Connerym, Craig jest cudownym 007, Skyfall mi się zdecydowanie i z całego serca nie podobał. Jako część serii, bo jako film sensacyjny jest ok.
A możesz rozwinąć wypowiedź, podać jakieś argumenty?
Czy też nie podobał się bo odbiega od oklepanego schematu?
Nigdy nie zostałam fanką serii Bonda z dwóch powodów: jeden to Moore - nie trawiłam go nigdy, dwa to oklepany schemat. Nie zachwycam się schematycznymi filmami. Co nie znaczy, że nie doceniam ich ogromnej wartości rozrywkowej. Bond zawsze był rozrywkowy i dlatego bez zachwytu, ale z przyjemnością te filmy oglądałam. Skyfall nie jest filmem o Bondzie. Może i jest bliski ekranizacji książek o Bondzie, ale już z dawien dawna ten nurt filmowy oderwał się od książkowego i stworzył swój własny byt.
Nie przeszkadza mi brak gadżetów (wręcz przeciwnie, np. Brosnan byłby fajnym Bondem, gdyby nie przeszarżował z autoironią i gdyby go nie przytłoczyła ilość bajerów), nie przeszkadza mi odejście od supermena, nie przeszkadza mi blond Bond, przeszkadza mi jałowość sytuacji, w której fabułę upchali. Bond jako postać ma wyższe cele do załatwienia, jest do nich zdystansowany, generalnie nie jest ludzki. I takim go kupuję, choć wiem, że to bzdety i bujdy. Tutaj to starzejący się jakiś tam agent, który broni przyjaciółki z sentymentu i odbywa podróż - katharsis. Nie jest źle, ale to nie Bond.
Na dodatek Bardem zbyt mocno chciał być Jokerem. Oczywiście, że nie był zły, jako aktor, był nawet dobry, bo zawsze jest (nie lubię go jakoś, ale doceniam), był zabawny - i to też problem, nie był ani trochę straszny. W scenie "uwodzenia" (jedyna, która mnie rozbawiła szczerze) był super, ale genialny byłby, gdyby zaraz stał się zły. A on cały czas był skrzywdzonym małym chłopcem, który na złość babci odmrozi sobie uszy. Nemezis Bonda nie chce podbijać świata? No to wybrakowane Nemezis jakieś...
Albo po prostu nie potrafię myśleć i po temu nie łykam świetności... Znaczy szarym schematycznym motłochem jestem - to też możliwe, a dla ciebie pewnie jedyne przekonujące...
Jeżeli oczekujesz jakichś przeprosin/cofania tekstu o myśleniu schematami to Cię rozczaruję, nie będę przepraszał za nie swoje przemyślenia, z którymi się jedynie zgadzam.
Po tym jak (wreszcie) napisałaś trochę więcej to chyba zaczynam rozumieć o co Ci tak naprawdę chodzi.
Ja mam podobnie z komediami romantycznymi. Jak nie mam co robić a jakaś leci to nawet obejrzę, przy czym różnicy to wielkiej nie robi dla mojego umysłu czy oglądam komedię romantyczną, "Klan" czy reklamy - mózg ogólnie ma przerwę, minimum wysiłku.
Też bym się prawdopodobnie zdenerwował gdyby zamiast np. Jennifer Lopez zaserwowali mi jakiegoś zaniedbanego kocmołucha, opychającego się fast foodami, mającego w czterech literach facetów a tematem filmu byłaby jej walka z równaniami różniczkowymi. Zdenerwowałbym się, bo miało być to co zawsze - niewymagająca przerwa, a tutaj niespodzianka. Nie lubię tej głupiutko-naiwnej formuły, ale jestem zbyt leniwy żeby pragnąć z nią zerwać. Fajrant to fajrant :D
Rozumiem jednak, że dla fanów tego gatunku każda (sensowna) innowacja czy też inteligentne nawiązanie do ulubionych tytułów mile widziane, bo ile można zjadać własny ogon?
Może się mylę, ale Ty masz tak z bondami...ma być "kiss, kiss, bang, bang" a dla rozumu przerwa.
Nie podobało się, bo było co innego(a raczej inaczej), mam rację?
Ja natomiast jako fan bondów naprawdę świetnie się bawiłem w tej formule nowego-starego bonda.
"Kiss, kiss, bang, bang" było, ale nie jako motyw przewodni...no bo ile można?
Pozdrawiam.
Absolutnie przeprosin się nie domagam. W końcu każdy ma prawo mnie oceniać jako idiotkę, nic mi do tego... Po prostu chciałam spróbować choć zaznaczyć, że ktoś, kto ma inne zdanie na temat filmu niekoniecznie musi być głupi. I naprawdę nie musi się z tego innego gustu tłumaczyć :)
Owszem, kiss kiss bang bang najlepiej określa moje oczekiwania wobec Bonda, nie przeczę... Tutaj tego nie było, ale czy to było inteligentne? Inne. Nie tak dawno oglądałam Dziedzictwo Bourne'a. Oprócz oczywiście fabuły, to w ogólnym odbiorze niespecjalnie widzę różnicę. W skrócie brutalnym? Zajebisty facet usiłuje jakoś funkcjonować, obijając po drodze parę gąb. Super się ogląda, czas się nie dłuży, ale inteligencja? Ogranicza się tutaj do mega inteligentnej promocji, pozwalającej na zarobienie kupy kasy.
I nie zrozum mnie źle, nie jestem fanką komedii romantycznych, ani trochę, ale bywają bardzo inteligentne. Co prawda głównie brytyjskie i mało ich, ale bywają.
1. "kiss, kiss, bang, bang" było, powtarzam po raz kolejny. Chcesz dowodów?
kiss 1 - laska podczas "enjoying death" - rozumiem że mogła jakaś z dobrego serca Jamesa podleczyć, ale żeby od razu namiętnie ten-tego...w dodatku jak zawsze mu się fajna trafiła?
kiss 2 - Severine - jestem fajna, boję się...wpuszczam Bonda do łóżka bo...się przedstawił - bondowska klasyka w czystym wydaniu
bang 1 - Stambuł
bang 2 - Shanghai
itd.
2. Napisałem "inteligentne nawiązanie do ulubionych tytułów" a to co innego niż "inteligentne bicie po mordach" albo "inteligentne w ogóle", nieprawdaż?
Co mam na myśli?
Np. DB5 nie pojawił się "z nikąd" i w dodatku się do czegoś przydał(i do humoru z katapultą i do "banga" z karabinów).
Jako kontrprzykład podam nawiązania z "Die another day":
- Bond u Q(R?) znajduje odrzutowy plecak i się pyta "to jescze działa?" - dlaczego nie znalazł tego w żadnym z poprzednich 15 odcinków?
- Jinx wyłaniająca się w bikini - jakie logiczne wytłumaczenie wstawienia tego oprócz "miało być jak Ursula"?
Zauważasz może różnicę między nawiązaniami, które w jakikolwiek sposób mają wpływ na fabułę a nawiązaniami "na chama" bo akurat wypada rocznica?
3. Komedia romantyczna może być inteligentna, wierz lub nie ale mieści mi się to w głowie ;)
Eee tam, nie takie kiss, no może takie bang jak być powinno, niech będzie :) Ale to mamy w pierwszym lepszym zgrabnym filmie sensacyjnym.
Bond pukał te panienki i znikał, ale przynajmniej był szarmancki i jakiś dialog nawiązywał dwuznaczny czy coś... A tutaj, pierwszą załatwił jak żul, popił piwem i poszedł sobie... drugą jakby z obowiązku... to wręcz niezręczne było. Więcej seksualności było między nim a Silvą niż między nim a tymi panienkami :)
Jinx w bikini? Znaczy Halle Berry? Nie pamiętam dokładnie Bondów, mam na myśli choćby panienki z każdej części po imieniu, widziałam każdy raz i już. A że inteligentne nawiązania? Nawiązania tylko, bo dlaczego by nie. Na ogół każda kontynuacja nawiązuje do poprzedniej części, choćby bohaterami. Zgrabniejsze lub mniej...
Ale nie wiem czy ma sens rozbieranie tego na kawałki. Mnie się nie podobał pełen odbiór filmu, a nie jego szczegóły.
OK, rozumiem, nie wszystkim musi się podobać...co nie zmienia tego, że niewielu potrafi wymienić jakiekolwiek przekonywujące wady "Skyfall".
Ja też nie potrafię, nawet odnosząc się do serii jako całości i każdej części z osobna.
Dlatego 10/10 ;)
Pozdrawiam
Problem w tym, że wymieniają wady i to obficie, tylko ich nie przyjmujesz do wiadomości. Sama kilka wymieniłam. Pewnie, że nie musisz się z nimi zgadzać, możemy sobie na ich temat dyskutować, ale nie możesz ich puentować tym, że okazało się, ze miałeś rację, bo argumenty wcale na to nie wskazują - nie mogą zresztą, bo to raczej kwestia odbioru, a więc sprawa indywidualna. Co oczywiście jest ludzkie, ale uwierz przynajmniej, tak na słowo, że nie każdy komu się ten film nie podobał robi ci na złość/nie zna się/pozbawiony jest wyobraźni/dorośnie. Po prostu ten film może się nie podobać.
Nie przyjmuję, bo je z łatwością potrafię skontrować.
Chcesz to możemy się bawić dalej, chociaż ja mam szczerą ochotę już odpuścić.
Parę wypowiedzi wcześniej twierdziłaś:
"kiss kiss bang bang najlepiej określa moje oczekiwania wobec Bonda, nie przeczę... Tutaj tego nie było"
a w przedostatniej:
"Eee tam, nie takie kiss, no może takie bang jak być powinno, niech będzie :)"
Zauważam pewną zmianę stanowiska i ta "obfita" wada okazuje się co najwyżej "półwadą"...
"Uwielbiam Bonda z Connerym, Craig jest cudownym 007, Skyfall mi się zdecydowanie i z całego serca nie podobał. Jako część serii, bo jako film sensacyjny jest ok". - to nie było zaproszenie do dalszej dyskusji, tylko stwierdzenie :) Skoro uznałeś, że chcesz znać motywy, podałam je, to wszystko.
Uprzejmie się zgodziłam, że bang było poprawne. Ale zabrakło kiss kiss i jednego bang. Innymi słowy strzelanina była całkiem fajna, ale ten film nie miał bondowskiej dynamiki. Wg mnie. Dyskusja między dwiema osobami służy wymianie poglądów z nadzieją na przekonanie drugiej strony. Tutaj to jest niemożliwe, gdyż nigdy nie przekonasz mnie, że ten film mi się podobał. Uznanie, że podobał ci się film, mnie nie, to już było odpuszczenie. Reszta to ot przerzucanie się spostrzeżeniami... Ludzie cywilizowani tak robią. Chyba.
No nie wiem. Ja lubię Bondy Moore'a ("Żyj i pozwól umrzeć" to jedna z moich ulubionych części) i uwielbiam "GoldenEye", ale najwyżej cenię chyba cztery pierwsze części Connery'ego. I podobały mi się dwa poprzednie Bondy Craiga. Ale ten - nie do końca...
mi takie momenty z pojawiającym się motywem muzycznym z pierwszych bondów przywoływały ciarki i uśmiech na twarzy :)
I ja jestem świeżo po senasie (może wszyscy w tym samym kinie byliśmy?;)). Moim zdaniem prześiwetny! Wybór aktorów do poszczególnych ról - strzał w 10.
Aston Martin DB5, i moment w którym James otwiera gałkę zmiany biegów i ukazuje przycisk służący do katapultowania pasażera. Desmond Llewelyn patrzy gdzieś z góry bądź z dołu i cholernie mocno się uśmiecha (:
Fajne też było "katapultowanie" się po grzbiecie warana biegnącego na wyżerkę.
W pierwszym momencie nie skojarzyłem odwołania do "Live and let die", bo mnie koledzy rozkminiający "co to za gad?" rozpraszali, ale to zapewne było celowe i również miłe dla fanów serii!
Nom, fajne. W zasadzie byłbym bardziej na tak gdyby nie ostatnie piętnaście-dwadzieścia minut. Od scen w kaplicy aż po sam finał (Moneypenny) było - słabo. A wcześniej - znakomicie, więc popsuli końcówką!
Ale dziwisz się? trzeba było pożegnać Judi, kobicina grała M z 17 lat, o ile się nie mylę. Mi tam było smutno, żadna śmierć kolejnej laski Bonda nie była tak przykra jak ta. Judi to genialna aktorka, która samą swoją obecnością podwyższa poziom filmu o dwie gwiazdki ;) Mi się to wyciszenie w końcówce podobało :D
Mi również się podobał. Oczywiście bywały lepsze ale z serii z Craigiem, Skyfall cenie najwyżej a ogólnie rzecz biorąc byłby w moim TOP 10 filmów o 007.
Ja stawiam wyżej Casino Royal.. Skyfall jak dla mnie jest ciężkostrawne, dłużyło się szczerze mówiąc.
Ty sobie żartujesz? Przecież w tym filmie w ogóle nie ma Bonda w Bondzie właśnie.