o tym tylko jedno zdanie-Najgorszy film z Bondem z całej 50 letniej serii, bardzo mało akcji- głównie na początku, marny czarny bohater, nijakie dziewczyny, marny koniec, jedyne
co to Bond dobrze się prezentuję- chociaż nie przepadam za tym aktorem w tej roli, długo płynące niecałe 2,5 godziny filmu,słabiutko
racja - pierwszy raz w zyciu przysypiałem ogladając Bonda. niemal 2,5 h nudy. Dłuzyzny, pitolenie nie wiadomo o czym, kompletnie niepotrzebne wątki (chocby ten z kasynem i laska z kieliszkiem na głowie.
3/10
Dorzucę jeszcze słabe dialogi, pospolite prowadzenie kamery i irytującego "Nowego Q".
Lubię Craig'owskiego Bonda. Oprócz niego, jedyna warta zachwytu postać to Severine. Ta kobieta to czysta poezja, ale niestety znika z ekranu tak szybko, jak się pojawiła.
Za to jest nadzieja - Mallory. Może być ciekawie, tylko błagam - dajcie Mendesowi coś do roboty, może niech nakręci jakiś horror z nieśmiertelną "piątką amerykańskich studentów, którzy wyjechali na weekend do domku w górach", albo niech kręci reklamówki. Byleby tylko już się nie brał za Bonda.