Bond w Skyfall to zupełnie inny Bond, nie przekonał ani mnie, ani mojego syna, który nie ma żadnych sentymentów do Bonda w wykonaniu Rogera Moore,a który to puszczał oko do widza, widza świadomego, że to tylko zabawa w superagenta z serii zabili go i uciekł.
Dla mnie agent 007 zaczął umierać w Casino Royale, w 007 Quantum of Solace był już w agonii, więc Skyfall był już niepotrzebną produkcją z całą serią niewiarygodnych zdarzeń adresowanych zupełnie do innego odbiorcy, wychowanego na kinie efekciarskim, w którym bondowska tradycja została całkowicie pogrzebana. Nie twierdzę, że film nie ma dobrych stron, bo ma, szczególnie te sceny mówiące o starzeniu się Bonda, o jego powolnym odchodzeniem do lamusa, w niepamięć. Twórcy Skyfall nie kryją, że to koniec epoki Bonda- gentlemana, Bonda, którego widz poznał już, uwaga, w 1962 roku, Bonda z twarzą Seana Connery,ego, wyprodukowanego na sześć lat przed narodzinami Daniela Craiga, aktora, którego cenię, ale bynajmniej nie za to, że użyczył swojej twarzy w trzech ostatnich filmach a agencie 007. Dwudziestolatkowie, którzy na premierze Doktora No mieli po 20 lat, dziś są 70ciolatkami, więc zdaniem producentów, nie warto już kontynuować bondowskiej tradycji dla tej garstki fanów, trzeba trafić do nowego widza, widza wychowanego na wszelkiej maści "menach", którzy nie wejdę na salę kinową bez wiadra pop cornu, Cóż, co prawda nie jestem 70ciolatkiem, ale też nie zabieram ze sobą na projekcję niczego poza biletem. Skyfall, jako bezmyślny film akcji może się nawet podobać, ale to już nie jest film o Bondzie, w tradycyjnym wydaniu, a szkoda...
cóż ..wszystko to prawda choć Casino Royale uważam za bardzo dobry film .Aż się prosi napisać że Skyfall strasznie nawiązuje do Anglii i wbija do głowy widza że Bond jest angielski...i nie wiem po co aż tyle trudu sobie zadali .Każdy fan 007 o tym wie.Mało tego w kazdym nowym odcinku czekaliśmy na nowe gadżety Q ,ironiczne i zabawne riposty Bonda,częste zmiany miejsca akcji,piękne kobiety,charyzmatycznych wrogów Bonda i właśnie tego mi zabrakło w nowym Bondzie.Oczywiście rozumiem że chęć pokazania zupełnie innego agenta kusi producentów ale wisienka na torcie powinna zostać.Właśnie dlatego stare odcinki Bonda są tak chętnie oglądane a w nowych chyba trochę kończą się pomysły .Mam nadzieje że pomimo tego gatunek filmu przetrwa i jeszcze nie raz pozwoli mile spędzić czas przed szkiełkiem.
Każdy fan Jamesa Bonda powinien zdawać sobię sprawę, że takich filmów już nie uda się nakręcić. Szkoda że aż tylu malkontentów nie jest w stanie nad tym się zastanowić. Mogę zrozumieć sentyment szacownego użytkownika do postaci, konwencji, czasów ale niemożliwym stało się tworzyć kolejne odsłony filmów według kanonów z lat 60 i 70. Dobitnie pokazały to ostatnie części przygód Jamesa w wykonaniu Brosnana. Nie jestem wychowany na kinie efekciarskim, którego to definicja nabrała strasznie pejoratywnego znaczenia. Tak jak w latach 90 przemineła era napakowanych, bohaterskich "menów" tak i na początku XXI wieku wyczerpała się formuła "klasycznych bondów". W "Die Another Day" widzimy już gnijącego trupa, który jest odrażający a miał w założeniu być zabawny. Osiągnięto apogeum wszelkich niedorzeczności, a te przestały już być tolerowane. Rewolucji w sposobie przedstawiania bohatera, upatrywałbym raczej we wcześniej wymienionych przyczynach a nie w chęci dotarcia do nowego widza.
Moja opinia została napisana ze względu na niesprawiedliwą, moim zdaniem, ocenę bohatera, którego darzymy sympatią.