To zdecydowanie najsłabszy Bond jakiego widziałem. Rozczarowuje mimo wspaniałego i zachęcającego soundtracku Adele. Nawiasem umiejscowiony jest w miejscu niezwiązanym logicznie i ginie. Scenariusz to chyba najsłabszy element filmu. Mimo niezłej gry aktorskiej i kilku obiecujących postaci po raz pierwszy miałem ochotę opuścić seans.Film jest po prostu nudny długi nietrzymający w napięciu i niewyróżniający się wśród wielu filmów akcji.Czytając wspaniałe recenzje zastanawiam się czy oglądałem ten sam film. Wracając do scenariusza zakończenie budzi uśmiech zupełnie nieprzekonujące Szef Wywiadu ,007 uzbrojeni w dubeltówkę i kilka lasek dynamitu oczekują na przeciwnika na farmie. Widać chyba kłopoty MGM ze scenarzystami. Reżysersko brak proporcji powstał dramat psychologiczny słaby, słaby,słaby. Piszę z żalem. Cała reszta to marketing nic więcej.W Służbie Jej Królewskiej Mości..prezentuje się lepiej. Odradzam szkoda.
Czytałeś może którąś z powieści Fleminga?
Może chociaż oglądałeś "From Russia with love"(ulubiony bond Mendesa)?
"Skyfall" to powrót do korzeni serii i przypomnienie walorów, które ją uczyniły wielką.
Później "wybuchające długopisy" wysunęły się na pierwszy plan ale to był ślepy zaułek.
Podobnie jak Bond-zwykły rzeźnik z "QoS".
Teraz otrzymaliśmy film, który nawiązuje do tego co najlepsze z 50 lat historii serii.
Pozdrawiam
PS. Żeby nie było, że same "ochy i achy":
Też mam mieszane odczucia odnośnie wplecenia rodzinnej posiadłości 007 i scen tam się rozgrywających, ale ostatecznie uważam, że wzbogaciły one film.
no ja uważam odwrotnie , nie tyle wzbogaciły co zubożyły ten film i po raz kolejny zaserwowano nam odgrzewanego kotleta - główni bohaterowie w "" twierdzy"" i horda zabijaków na zewnątrz
śmiesznie jesteście z jednej stronyta część wyłamuje sie wszelkim stereotypom serii prawie w każdym aspekcie a z drugiej strony piszecie brak gadżetów:"Szef Wywiadu ,007 uzbrojeni w dubeltówkę i kilka lasek dynamitu"....Ta scena w Szkocji miała pokazać,że Bond by mieć przewagę nad swoim przeciwnikiem,który stał się ultra unowocześnionym musi uciec w miejsce nie zarażone cywilizacją,tylko tam może w miarę liczyc na wyrównaną walkę.Jak to by sie skończyło w realnym świecie to juz sprawa bardzo dyskusyjna,ale to tylko przecież film i ta scena końcowa miała być takim powiewem świeżości....
Otóż to, przecież stoi czarno na białym w filmie, że Bond świadomie uciekł się do takiego rozwiązania.
To miał być męski pojedynek, na który Silva miał przystać i przystał. Pułapka, która była dla wszystkich oczywista, ale Silva z premedytacją w nią wszedł, bo jedyne o co mu tak naprawdę chodziło to M, nieważne gdzie i jak.
"twierdza i horda zabijaków na zewnątrz" - ja też to widziałem, wydaje mi się też, że reżyser również był świadomy, że wszyscy to już widzieli - szkopuł w tym, że Mendes to nie jest reżyser kina akcji i prawdopodobnie nie interesowało go efekciarstwo i innowacyjność w finałowej walce ale kompletnie inne aspekty...
Ale jakie zanudzanie?
Dla mnie sceny "twierdzy" były ok jako sceny akcji, a wykorzystanie DB5 dodało im smaczku. Poza tym nie wiem jak inni, ale ja czekałem na finał, czyli spotkanie Silvy z M. Wydaje mi się, że wszyscy na to czekali, tylko po prostu obecny widz chce wszystko natychmiast...
Ja rozumiem, że obecne kanony kina są takie, że Silva powinien dorwać M od razu, stoczyć "zapierający dech w piersiach" pojedynek na skrzydle myśliwca zawisającego w powietrzu dzięki CGI i ogólnie efekciarstwo ponad wszystko ;)
Mnie właśnie taki komputerowy szrot nudzi...
PS. Obejrzałem właśnie dokument o powstawaniu "Skyfall" i Craig jako swoje ulubione sceny z 50 lat bonda wymienił skok na Fort Knox z "Goldfingera" i walkę w pociągu z "From Russia with love". Wychodzi więc, że zarówno reżyser jak i obecny 007 najwyżej cenią sobie pierwsze bondy, więc mając duużo czasu (zawirowania wokół MGM) stworzyli obraz w tej stylistyce.
Więc uwaga, uwaga:
Jeżeli ktoś uważa "From Russia with love" za nudny to ostrzegam przed "Skyfall"...
@ Soja
Z całym szacunkiem każdy z nas odbiera inaczej i dobrze.. Bond to film który odbieramy z przymrużeniem oka. Dla Twojej informacji jestem fanem,mam wszystkie od Dr No do Quantum of Solace..Piszę wyłącznie o swoich odczuciach.. Dlaczego lubię ten film ? Świetne realizacje wartka akcja zdjęcia prześliczne.. typowy film akcji jednak w pewnym sensie wyjątkowy..Pamiętasz Moonrakera 1968 rok zdaje się.. o wahadłowcach usłyszeliśmy 15 lat póżniej. Skręt w stronę dramatu psychologicznego ,może fantasy może być innowacyjny mnie nie przypadł do gustu W mojej ocenie nic dobrego. Żal soundtracku Adele świetnego w mojej ocenie , w filmie przepadł.Reasumując zły kierunek jak dla mnie.P.S nie jestem fanem Mendesa American Beauty 3+. Forrest Gump 10+
Po pierwsze starałem się uniknąć wycieczek osobistych w mojej wypowiedzi (jeżeli inaczej to odczytałeś to przepraszam), a Ty niesprowokowany strzelasz ślepakami.
Moonraker jest z 1979 roku, nie trzeba być "fanem" żeby to wiedzieć, wystarczy sprawdzić na filmwebie.
Po drugie program wahadłowców oficjalnie rozpoczął się w 1972 (a pierwsze prace zapewne dużo wcześniej), było sporo prób zanim wystrzelili Columbię w 1981 roku, więc wahadłowce w Moonrakerze to nic odkrywczego.
Po trzecie chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekiwał od serii niczego więcej niż bycia popkulturową papką.
Problem w tym, że w pewnym momencie ta papka stała się ciężkostrawna (dla mnie osobiście właśnie "gwiezdne wojny" i zakochany Jaws w Moonrakerze były przekroczeniem pewnej granicy). Mimo mniej("For your eyes only") lub bardziej("Licence to kill") śmiałych prób wyprowadzenia serii na prostą, przywrócenia fabuły na pierwsze miejsce, era Brosnana to dalsze brnięcie w ślepy zaułek, mimo paru dobrych epizodów ("Goldeneye" jako całość, Sophie Marceau w "The world is not enough"). "Die another day" to kolejne przekroczenie granicy - wielu (w tym ja) po prostu zwróciło zaserwowaną papkę...ładunek oderwania od rzeczywistości (nawet tej oryginalnie bondowskiej) oraz kiczu i głupoty był zbyt ciężki.
Ratunek przyszedł wraz z era Craiga i świetnym "Casino Royale", następnie dołek w postaci "QoS" ale wraz ze "Skyfall" mamy film w pełni bondowski. Mam nadzieję, że to początek długiego trendu w serii.
Że zrywa ze schematami? Nie można w nich tkwić w nieskończoność. Poza tym większość z tych schematów to wytwory (za)długiej ery Moore'a, rozpasane do niebotycznych rozmiarów przez erę Brosnana.
Poza tym, były już filmy w serii, inne od schematów, jak "OHMSS" czy "Licence to kill", jeżeli ci(i innym) to pomoże to zalicz sobie "Skyfall" do tej "podserii".
Nie wspominasz o książkach, więc jeżeli nie czytałeś to polecam. Ja jestem w trakcie. Czym dłużej czytam, tym bardziej wielbię Sean'a i Daniela a coraz większej rezerwy nabieram do Moore'a i Brosnana. Zaczynam też doceniać Daltona ;)
Tak przyznaję miałeś rację moonraker jest z 1979 co nie zmienia faktu, że u nas nikt nie słyszał wtedy o wahadłowcach w PL pierwszy lot 1981 sprawdz jeśli masz wątpliwości i popraw jeśli się mylę..Moja myśl była taka, że film działał na wyobraźnie i wnosił coś ciekawego..Jak wspomniałem traktuję zawsze z przymrużeniem oka( taka konwencja) . Myslę ,że Buźka jest tak samo przekonujący jak M wieszająca granaty z wkrętami na żyrandolu. Tyle ,że mniej zabawna- jak dla mnie podkreślam. Nie jest moim zamiarem przekonywanie Ciebie i pewnie nawzajem- nie ma osobistych wycieczek .Skyfall Tobie się podoba mnie nie i tyle.
Polska publiczność nie była pierwszorzędnym targetem Moonrakera.
Zgadza się, pierwszy lot 1981 (o czym wspominam powyżej zresztą).
Skoro ucinasz dyskusję to spoko, każdy ma prawo do własnego zdania.
`Polska publiczność nie była pierwszorzędnym targetem Moonrakera`- kompletnie bez związku nie wiem co chciałeś przekazać ee EOT
"moonraker jest z 1979 co nie zmienia faktu, że u nas nikt nie słyszał wtedy o wahadłowcach w PL pierwszy lot 1981" - kompletnie bez związku nie wiem co chciałeś przekazać ee EOT
to Pozdrowień z Rosji Skyfall ma lata świetlne czytaj: nie umywa się do tamtego klasyka
A czy ja gdzieś stawiam go na równi/ponad "FRwl"?
Film z 1963 widziałem dobre kilka razy, "Skyfall" ledwo raz. Na tą chwilę trudno byłoby mi je porównać.
Po prostu przytaczam dość szeroko znaną informację, że ta część jest najbliższa twórcom "Skyfall".
Poza tym czy mógłbyś rozwinąć swoją opinię dlaczego "Skyfall" aż tak daleko do "From Russia..."?
A ja gdzieś napisałem że stawiasz go na równi ? :-) Skyfall jest daleko do Pozdrowień z Rosji chociażby z uwagi na fabułę poza tym struktura filmu jest diametralnie inna. Nie wiem co podobnego widziałeś w tych dwóch filmach bo jeśli jakieś "ogólniki " to oczywiście Skyfall można porównywac do starszych Bondów w ogólności zaś żadnych szczegółowych podobieństw do Pozdrowień z Rosji nie zarejestrowałem ALE: oczywiście masz prawo do swojej percepcji tego filmu . W przeciwieństwie do dzieciaków na tym forum ja Tobie nie napisze że jesteś śmieszny tylko uszanuję Twoją ocenę :-) pozdrawiam
Podobieństwa "oczywiste":
1. "Polowanie na agenta" - w "FRwl" Grant poluje na 007, cała intryga to przynęta(tak wiem, chcą Lektora, ale przede wszystkim ma być martwy 007 w zemście za Dr No); w "Skyfall" Silva poluje na M, cała intryga to tylko przynęta
2. Stambuł - Mendes podziela fascynację tym miastem
3. Walka w/na pociągu ze Stambułu - oryginalna walka Connery vs. Shaw to jedna z ulubionych scen dla Craiga
Podobieństwa "prawdopodobnie naciągane":
1. Dziewczyna Bonda jako klasyczna przynęta
2. Wprowadzenie Q do serii
Z "ogólników" to oczywiście klimat.
Mendes otwarcie przyznaje, że dla niego bondy to raczej dreszczowce niż kino akcji, jako przykład podaje właśnie "FRwl". Od początku było jasne, że o taki klimat w "Skyfall" mu chodzi.
Nie wiem jak inni, ale ja ten klimat załapałem.
Oglądając "FRwl" czeka się na pojedynek na śmierć i życie między Grantem a 007, po drodze wiele się dzieje, ale to ma być moment kulminacyjny. Oglądając "Skyfall" czeka się aż Silva "dorwie" M i jak to się skończy.
Ja tak to widzę, rozumiem, że ktoś(Ty?) może mieć kompletnie inne zdanie.
Pozdrawiam
cóż, ja po prostu inaczej odbieram filmy z lat 60-tych, a inaczej współczesne. zmieniły się czasy, realia, oczekiwania. inne mialem oczekiwania w stosunku do skyfall, inne mam w stosunku do filmów sprzed 50 lat.
Zgadza się ,reżyser chciał nakrecić Bonda w stylu lat 60 ,Goldfingera i to mu się udało ,chociaż fakt mogło by być troszkę wiencej akcji ale ok .Jestem za
Popieram! Ale wszyscy chrzanicie bzdury. Powrot do korzeni, klasyka ble ble ble. Poszedlem do kina i przysypialem na filmie. Wszystko okropnie przewidywalne, slynna scena "Bond, James Bond" tracila taka sztucznoscia, ze chyba 30x robili powtorke. Dziewczyna Bonda nudna, bez polotu, w zasadzie zadnej roli w filmie nie odgrywa, Javier Bardem to nie wiem - jakiegos klauna gral a nie zlego bohatera. Mial byc straszny, bezwzgledny itp. Jedyna scena, gdzie wyciaga dolna szczeke powiedzmy jakis element grozy wprowadzila ale nic poza tym. Dramat psychologiczny? Litosci... Zdjecie Bonda z piedestalu? Ta - jakies drzenie rak, niecelnosc, niezdanie testow... Tani motyw. Niektorzy z Was nie rozumieja pewnej rzeczy chyba. Nie istotny jest powrot do korzeni. Chodzi o pewna legende w jaka obrasta postac filmowa, to jak sie zmienia i na czym tak naprawde polega jej kult. Bond ma byc dzentelmanem, ma miec blysk w oku, ma gadzety, wzbudza szacunek i zainteresowanie. Ja osobiscie mam w du..ie Bonda, ktory co chwile dostaje w ryj, zostaje postrzelony, leja go po jajach, przezywa jakies psychologiczne dramaty... Bond to Bond! Roger Moore (najlepszy Bond), Timothy Dalton (najbardziej ludzki Bond), Pierce Brosnan (najwiekszy bajerant z najlepsza aparycja)... NIe gadajcie o powrocie do klasyki. To tak jakby zrobic remake Robocop i korzystac w nim z atari i robotow-makiet. Skyfall - kiepski jak na Bonda. Jak na film akcji - ok, ale na taka postac to za malo. Mam nadzieje (niespelnione na pewno bo po tych dobrych recenzjach producenci teraz beda siedziec i walic konia obmyslajac nastepne czesci), ze film powroci do klimatu Moore'a i Brosnana. Jak Batman wykoleil serie tak Bond zrobil wg mnie podobnie. Przysypialem w kinie. Dla mnie piateczka i tyle.
cały czas wielu zapomina,ze to są początki kariery Bonda(Casino było pierwszą częścią w ogóle całej serii)czyli on dopiero się formuje.
Formowanie i poczatki... Moze i tak, ale dziur mnostwo w fabule. Casino niby pierwsze, ale fabula nawiazuje do krachu po 11 wrzesnia - no kur.. panowie badzmy powazni. Skyfall - ok, rozumiem. Q - mlody koles, mowi o rezygnacji z gadzetow, w filmie nowe fury i aston wybrany "jako powrot do klasyki"? M ginie? Poczatki Bonda? Moneypenny mulatka? No prosze was, nie badzcie smieszni.
Proponuje żebyś obejrzał dwa poprzednie Bondy i porównał ze Skyfall. Może wtedy zrozumiesz na czym polega powrót do korzeni.
Ogladalem wszystkie Bondy. Casino najlepsze z nowych Bondow, ale nijak nie rozumiem tej nowej pieprzonej mody na powrot do korzeni.
Jest mniej tzw. naparzanki, Bond przestał być tak bardzo ludzki i zniszczalny (w porownaniu z np. Quantum of Solace), wróciły mu cięte riposty oraz poczucie humoru. Film stał się mniej, w pewnym znaczeniu tego słowa, brutalny.
A propos product placementu-odbywał się on w każdym Bondzie (oglądając wszystkie powinienes to zauwazyc) a w tej części nie był tak wyraźny jak w poprzednich (kiedy to na przyklad odbywalo się przyblizenie na jakas kamere ochroniarska i widac bylo na niej idealnie wyostrzony napis marki produktu, w tym przypadku to bylo chyba sony o ile dobrze pamietam)
Oczywicie, bo ma by "kiss, kiss, bang, bang" wg oklepanej formuły i określonego porządku...nie mam pytań ;/
Do tego piwo! W Bondzie - piwo! Parszywy product-placement. Sceny walk jak dwie wiewiorki walczace o orzecha, albo dwa Macki z klanu - no po prostu tragedia. I chcialbym jak Bond - no iscie ludzki przeciez - tluc sie i skakac po pociagu po ranie postrzalowej, a po drugiej ze snajperki spasc z mostu 40m do wody na glowke, potem z wodospadu i przezyc.
Nie wiem czemu akurat przytaczasz, bo Colombiana tez byla srednia i ocenilem na 6. Czy sie czepiam? Moze. Po prostu niecierpie product-placementu.
Co złego jest w piwie (hah, brzmi zabawnie, kiedy pisze to osoba niepijąca, no ale....)? Bon napił się raz jedyny, potem Heineken widziany był jedynie przez ułamek sekundy w barze w Chinach i raz jak pił go Tenner (wtedy chyba nawet marka została zasłonięta). Martini, chociaż nie wymienione z nazwy, pojawiło się w kasynie w Makao. Czemu ludzie czepiają się takich drobiazgów i elementów, które są istotnie niemniej niż kolor sznurowadeł Raula Silvy podczas ucieczki w siedziby MI6?
Zgadzam się myślę ,że to iż Bond skusił się na piwo nie psuje całego filmu.....Jak dla mnie film przyjemny,seans jak najbardziej zaliczam do udanych myślę że byłby jeszcze lepszy gdyby nie pan który w środku seansu odbieral telefon komórkowy....
seria o Bondzie idzie z duchem czasów, z modą,teraz jest moda na piwo,większośc ten akurat trunek wybiera
Co masz na myśli pisząc że "W Służbie Jej Królewskiej Mości..prezentuje się lepiej."
W tajnej (zapomniałeś o tym słowie podając tytuł) Służbie jej Królewskiej Mości jest jednym z najlepszych Bondów, dziśjużzasłużenie docenionym.