Cytując i parafrazując klasyka z innego filmu "Dlaczego upadamy James ? Aby się podnieść."
I tak dokładnie wygląda fabuła tego Bonda, powolna droga z powrotem na szczyt. Bond był zawsze w jakiś sposób odpowiedzią, odbiciem naszego świata. Zawsze potrafił się znaleźć w otaczającej rzeczywistości w tej części ma z tym nie lada problem. Musi uporać się z demonami przeszłości nie tylko swoimi.
Pierwsza a zarazem najbardziej naładowana akcją scena w filmie, zakończona postrzeleniem i upadkiem Bonda dla mnie to zakończenie pewnego etapu, efekciarskiego agenta 007, od tego momentu Mendes serwuje nam Bonda, który wraca do przeszłości i zabiera to co najlepsze ze wszystkich swoich odsłon np. zwyczaje, metody, postacie, auto a nawet intro.
Nie podoba mi się ten wytrych „ Bond jest jak batmany Nolana” teraz wszystkie filmy o „superbohaterach” będziemy szufladkować jeśli będą bardziej surowe, realne czy jak je zwał jako Nolanowskie ?!
Ta odsłona to idealna laurka na 50 lat Bonda, genialny drink ze wszystkich dotychczasowych odsłon- „Old-Fashioned Bond.” Jeśli ktoś spodziewa się tylko fajerwerków, to ten cytat Q niech będzie dla niego: „Spodziewałeś się wybuchowego długopisu? Już się w to nie bawimy.”
8/10
PS. Bardem jako czarny charakter sprawdził się idealnie.