Zanim pomyślałem żeby zabrać się za obejrzenie tego filmu już mi śmierdział farsą ... i nie myliłem się. Najgorszy z "nowych" części serii Bonda i zarazem najmniej "Bondowski", bez udziału wspaniałych gadżetów które zawsze dodawały tej magii, zero dupeczek klejących się do jego ramienia (do tej pory nie wiem skąd on się wział na środku oceanu na statku, wchodząc nagi do biorącej prysznic dupy - i że mu dała?!?) i kończąc na głównym przeciwniku Bonda ... jakaś totalna żenada. Koleś planuje od nie wiadomo jak długo zabicie najważniejszych osób w kraju, ma wszystko zaplanowane na tip top, dysponuje super bronią, helikopterami itp a kur.warszawa wchodzi do gmachu sądu (czy chujsteczka wie co to jest) z pistolecikiem przebrany za policjanta i jeszcze pudłuje przy pierwszej okazji!!!! MISTRZ
Tak to jest jak kombinują za dużo - ale gdyby odwrócić film i obejrzeć go od tyłu to możnaby się nieźle pośmiać. Najpierw zmartwychwstanie M. Potem helikopter reaktywacja i złożył by się z kawałkó (jak w dobrym transformers), nastepnie Bond oddałby w końcu strzelbę ojcu (rymy są), potem przespałby się z laską, a następnie dopiero co ją poznał, potem bad guy wyszedłby z "więźnia" MI6 po czym by go złapano i znowu by uciekł; A potem to już z górki odbijając się od tabli wody wskoczyłby na pociąg zanim wjedzie do tunelu , szamotałby się z bandytą na dachu, odpiął koparkę od wagonu i napisy początkowe.