1. Wyślij do odzyskania jakiejś listy najlepszego agenta, daj mu do pomocy niesprawdzoną agentkę.
2. Zdejmij przez przypadek swojego człowieka, nie szukaj intensywnie zwłok. Nie daj mu znać przez super radio, że powinien ci wystawić badassa, z którym walczy, a ty go zdejmiesz.
3. Ciężko ranny agent jakims cudem przeżywa upadek z kilkudziesięciu metrów do wody, upadek do wodospadu i potem jakims trafem ktoś go ratuje, bo raczej sam nie wypłynał z wody i nie pozaszywał sobie ran.
4. Przez przypadek, najprawdopodbniej była to seksowna miejscowa dziewczyna.
5. Bądź agentem z licencją na zabijanie, noś zawsze tylko mały pistolecik na akcje, z małym zapasem amunicji. Gdy skończy się amunicja wyrzuć pistolet, na pewno znajdzie się jakaś bron improwizowana np koparka.
6. Pościg przez miasto, potem demolka pociągu, po drodze postronne osoby - ktoś może zginąć, co z tego, jesteśmy MI6.
7. Facet, który cię ściga nie ma już amunicji i zaczyna bawić się koparką. Zamiast zwiać, strzelaj do niego dalej, stojąc w miejscu.
8. Jesteś wrogiem M., wirtuozem informatyki i psychomanipulacji, który stworzył sobie doskonały plan dostania sie do celi, a potem ucieczki, po to, żeby odstrzelić M. w przebraniu policjanta, niczym Joker. Bedąc doskonałym taktykiem, daj się potem zwabić w pułapkę do starego domku i zgiń od scyzoryka.
9. Dziewczyna Bonda - super wątek, nie wiadomo w sumie czy dostała w łeb, czy tylko zemdlała. Nagrała się całe 10 minut w filmie.
10. Dalej już nie mam siły.
Film zrobiony na schematach - scenariusz i postaci schematyczne do bólu, dorzucono tylko popularne ostatnio u bohaterów, o których powstała seria filmów, wypalenie i zmęczenie swoim zawodem. Zresztą craigowski bond już taki jest od początku, wielce zblazowany, to nie jest Connery z błyskiem w oku albo Moore ze swoim uśmieszkiem.. Ralph Fiennes dorzucony dla niepoznaki, niewykorzystana postać, nie dostał szansy, może rozwinie się w kolejnej części. Wychwalany Bardem zagrał typowego świra. Wbrew pozorom granie świrów jest łatwe i przyjemne, co przyznają sami aktorzy, że trudniej stworzyć dobrego bohatera, który będzie autentyczny. Widzę w tej roli spore inspiracje Jokerem w wykonaniu Ledgera plus udana mimika twarzy, wyćwiczona pewnie przed lustrem, by w 100% wykorzystac demoniczność facjaty jaka posada Javier.
Film można obejrzeć, nie jest zły, ale jest w nim sporo idiotyzmów, po zakończeniu pozostaje niedosyt i to nie z powodu "słabej akcji" czy braku licznych scen łóżkowych.
Zgadzam się co do większości zarzutów. Choć nieścisłości, absurdy i nieprawdopodobne zbiegi okoliczności to akurat normalka jeśli chodzi o filmy z Bondem (a właściwie wszystkie amerykańskie filmy sensacyjne), więc tu bym nie była taka surowa.
Natomiast zawód na całej linii jeśli chodzi o czarny charakter. W ogóle sama intryga to banał - biedny, zdradzony niegdyś przez M. agent planuje swoją wielką zemstę na starowince. Do tego, oczywiście, musi wyglądać jak totalny dziwak i niezrównoważony psychol , tzn. mieć pofarbowane na blond włosy, być oszpecony, mieć specyficzne poczucie humoru i zdradzać skłonności do niestandardowych zachowań seksualnych. Mendesowi pomylił się chyba Bond z Batmanem i chciał zrobić drugiego Jokera albo Harveya Denta aka Dwie Twarze.
Akcja w Skyfall też przednia. Scena gdy M., Bond i dziadek ze strzelbą przygotowują dom na przybycie bandyckiej hałastry - niczym Kevin sam w domu. Brakowało tylko wielkiej, czarnej kałuży smaru pod drzwiami i klamki podłączonej do prądu.
Śmierć M. groteskowa. Przeżyła niemal atak terrorystyczny w budynku sądu, strzelecką salwę z +/- dwudziestu karabinów jednocześnie, wybuch gigantycznej rezydencji i zmarła... przez ranę na ręce.
Może ktoś mi wytłumaczy, dlaczego właściwie Bond uparł się, żeby zabarykadować się w tym domu sam na sam z dwoma staruszkami mając do dyspozycji starą strzelbę, nóż i dwie butelki gazu przeciwko ponad 30-osobowej, uzbrojonej hordzie seryjnych morderców przybyłych na miejsce helikopterem? Najwyraźniej umknął mi jakiś istotny szczegół, który mógłby wytłumaczyć ten absurd.
Większość absurdów tego filmu opisali Arg i adonae, więc nie będę tego powielała.
Mogli jednak postawić na stary styl filmu, czyli nafaszerowany akcją, oczywiście nieśmiertleny bond, i pewnie większość widzów byłaby zadowolona, bo idąc do kina, każdy już wie czego się spodziewać po serii filmów z bondem.
Rana była z boku/ z uda i po prostu babcia straciła za dużo krwi, więc to dla mnie wytłumaczalne. Ludzie nierzadko ginęli w ten sposób - niby chodzą po otrzymaniu np pchnięcia nożem, ale potem słabną i umierają z krwotoku wewnętrznego.
Bond liczył na to, że stoczy walkę z Silvą, na swoim terenie, który dobrze zna, mając do dyspozycji arsenał rodzinny, a tu psikus. w sumie mamy nawiązanie do Predatora, gdzie główny dobry traci wszystko poza nożem i musi improwizować, pokonując lepiej uzbrojonego wroga. Ci ludzie Silvy i śmigłowiec - proforma, Bond zabijał ich z para starszych ludzi, jakby to były małe dzieci z karabinami na wodę, a nie najemnicy. Jak w Rambo, Sly rozwalał całe plutony wroga jedną serią.
W starych bondach był główny czarny charakter i był np Buźka, pełniący role głównego zabójcy, z którym kilka razy Bond musiał walczyć. 1 na 1, ale było ciekawiej i zabawnie czasami, a tutaj przydupasy głównego złego są wypełniaczem akcji, bezpłciowi statyści z karabinem.
Bond o urodzie agenta KGB, scenariusz bardziej skopany niż w Expendables, czarny charakter jak u Nolana, a sceny walki rodem z Taken albo Mission Immposible, brak specyficznego humoru [drętwe dialogi z młodym Hawkingiem (Q) nie były zabawne]. To już nie Bond, tylko mix różnych filmów.
Dla mnie film jest ok., ale rzeczywiście są nieprzemyślane momenty i to fabularne
Silva podążał za Bondem do Szkocji chyba dzięki nadajnikowi naprowadzającemu, tylko po co Bond zabierał M ze sobą, miała być niby przynętą, a skąd Silva to wiedział, że ona tam się znajdzie. To na kim on chcial się zemscić na Bondzie czy na M, pokręcone to trochę.
Dlaczego Silva zemścił się na Severine, może dlatego że ściągnęła Bonda na wyspę ujawniając kryjówkę, a z drugiej strony wydaje się, że Silva spodziewał się Bonda, jakby czekał na jego przybycie
Czemu Mallory, został M, czyli stanowisko niższe od pełnionego poprzednio. Moje przypuszczenie jego niby zdegradowania, jest to że wiedział/ przymknął oko, na wyjazd Bonda z M do Szkocji.
Tak na marginesie, zamiast tego dziadka Kincade, w tej chałupie powinien mieszkać... stary Q na emeryturze, w tym przypadku John Cleese, do którego Bond przyjechał i razem robią profesjonalną zasadzkę, fajnie by to wyglądało i byłoby bardziej realistycznie...przynajmniej moim zdaniem