Byłem bardzo pozytywnie nastawiony idąc na najnowszego Bonda do kina. Nie mogłem się
doczekać kiedy zasiądę w wygodnym kinowym fotelu i zacznę rozkoszować się wysoko
budżetowym kinem.
Nie spodziewałem się niesamowitej intrygi, nie spodziewałem się niesamowitej fabuły.
Spodziewałem się starego, dobrego Bonda, w którym jest motyw miłosny, dobra akcja, świetne
zdjęcia i jak to w przypadku Bonda, mimo długiego filmu, nie będę się nudził.
Bonda w nowym Bondzie jest niewiele. Nie wiem po co tak dużo zbędnych, nudnych motywów.
Ludzie przysypiali na seansie, ziewali. Zdjęcia fantastyczne, klimat też, ale czegoś zabrakło...
Brak przygody miłosnej Bonda, w zasadzie streszczona jest ona w zwiastunie promującym film.
Jestem rozczarowany. Patrzyłem na zegarek, bo po prostu się nudziłem. I nie tylko ja. Niektóre
momenty w filmie są po prostu śmieszne, ale to raczej śmiech widza spowodowany słabą
fabułą i scenami.
Ogromna machina marketingowa skierowana na widza, tak by wyssać z niego jak najwięcej
pieniędzy, a nie dać zbyt wiele w zamian. Temat 20min reklam przed seansem przemilczę, bo
to chore płacić za bilet i być maltretowanym milionami reklam przed właściwym seansem.
Z ciekawości można iść do kina, ale jeśli o mnie chodzi film był po prostu słaby i szybko o nim
zapomnę i nie będę miło wspominał.
Powiem tak, nawet nieźle oglądało mi się Skayfall... to jednak muszę przyznać Ci rację, czegoś brakowało... może tak jak piszesz brak jest Bonda w nowym Bondzie. Ogólnie jako film sensacyjny niezły, a jako film "bondowski" średni. Mimo to fanom agenta 007 polecam, niech oglądną i sami wyrobią sobie zdanie.
Oczywiście. To pozycja na którą warto iść właśnie choćby po to by wyrobić sobie własne zdanie na temat Bonda i wszystkiego co wokół tego filmu dzieje się od kilkudziesięciu ostatnich dni. Dopisku "wybitny", zarówno pod względem gry aktorskiej, jak i fabuły nigdy bym mu jednak nie dopiął.
Dla mnie klasyczny Bond to aksjomat kina, które trzyma widza w napięciu do ostatniej chwili i widz ten zapomina o posiadaniu zegarka na ręce, oglądając z zapartym tchem poczynania głównego bohatera. Tutaj główny bohater to błazen, który swoim zachowaniem wywołuje uśmiech politowania na twarzy widza. Żaden wcześniejszy Bond nie był tak śmieszny w odbiorze jak ten. Każdy jednak ma mieć swoje prawo do opinii, dlatego choćby z tego powodu warto iść i przekonać się samemu. Polecam jednak godziny poranne seansu, bo wieczorem może być ciężko bez espresso ;-).
Ogladałem wszystkie Bondy wiele razy, i stwierdzam że było wiele nudniejszych niż ten, i to w czasach Connery'ego, chociaż to na pewno subiektywna ocena, ale razi mnie określenie "brak Bonda w Bondzie".
Film jest bardzo dobry. Przedstawia nam klasycznego Bonda - potrafiącym ripostować z poczuciem humoru, jest obyty i potrafi w trudnych momentach pamiętać o nieskazitelnym wyglądzie (np. po skoku do pociągu poprawia mankiety). Klasycznie pojawiły się dwie kobiety. Poznajemy nieznane szczegóły dotyczące Bonda oraz skąd wzięła się postać Moneypenny. Nie wiem co Ci nie pasuje w tym filmie, ale jest to zdecydowanie jeden z najlepszych Bondów. Jeżeli oczekujesz "starych Bondów" to trochę się rozczarujesz, bo nigdy już nie będzie takich filmów jak były w latach 60. 70 itd. ponieważ i świat się zmienia i kino również. Najważniejsze jest to aby zachować pewną konwencję. Ten film ją posiada. Jest to przykład klasycznego Bonda, ale jak na swoje czasy. Poza tym bardzo fajne zakończenie przedstawiające gabinet i postać M z tych pierwszych chronologicznie bondowskich filmów. :)
No i co z tego, że nie robił? Co jest w tym takiego dziwnego? W ogóle nie rozumiem pytania. To chyba logiczne, że każdy film ma swoją własną fabułę i akcja toczy się w różnych miejscach.
Zgodzę się z przedmówcą - film zachowuje konwencję, jednak jest różny od oczekiwań konserwatywnych fanów serii. Gdyby z każdą kolejną częścią próbowano klonować Bonda z lat poprzednich, widz miałby do czynienia z oderwanym od współczesności eksponatem, dochodowym emblematem "007", którego można by oceniać jedynie w ,,bondowym' kontekście. Mendes nie odświeżył tej kultowej postaci, lecz uwspółcześnił ją, dzięki czemu Skyfall może konkurować z innymi produkcjami sensacyjnymi.