Pod względem rzemiosła filmwego arcydzieło, praca kamery, sceny akcji itd. Końcówka jednak zniesmaczyła mi całą rozrywkę. Początkowo faza filmu, wysepka gdzieś na
Dalekiej Azji. Jedno pstryknięcie Bonda i zlatuje się cały brytyjski odział piechoty by złapać czarny charakter. Końcówka, Wyspy Brytyjskie, kolebka mi6 i co? Półgodzinna młócka
osamotniego Bonda z odziałem tegoż czarnego charakteru wspartego helikopterem. Wedle mnie totalny bezsens. Nie umniejsza to jednak tego że sceny akcji palce lizać,
sczególnie Stambuł