Bardzo czekam na jakiś film, w tym przypadku - na nową część mojej ulubionej serii filmów.
Człowiek cieszy mordę gdy widzi zwiastun czy reklamę w telewizji. Czyta każde plotki dotyczące
obsady, reżysera, wokalisty głównego utworu. Do premiery filmu coraz bliżej, bliżej, aż w końcu
nadchodzi. Zawód, czy spełnienie oczekiwań? Oglądanie filmu z bananem na mordzie od
początku seansu aż po końcówkę sekwencji gunbarrel - nie można tego nazwać zawodem. Po
prostu dla mnie ten film jest idealny - posiada świetną sekwencję początkową, intro którego
nie umiem opisać słowami plus piosenka Adele która była jeszcze nagłośniona w kinie - po
prostu ciarki. Dalej - akcja, efekty, zdjęcia - wszystko stoi na wysokim poziomie. Fabuła też mi
się podoba, nie widzę w niej nic złego. Silva - najlepszy przeciwnik Bonda ze wszystkich. Po
prostu jest świrem. Według mnie ma obsesję na punkcie całej M, nie tylko na zemście na niej.
Bardem spełnił swoje zadanie, z całą starannością. O roli Daniela Craiga już nie wspomnę,
według mnie w tym ugruntował swoją pozycję najlepszego Bonda w historii (to moje zdanie
więc proszę mi się tu nie rzucać, ja szanuję zdania innych o ile wygłaszają je w sposób
kulturalny i nie narzucają go innym). Inni aktorzy też wspaniale zagrali. Tak, nie mam nic temu
filmowi do zarzucenia. Dodam że z przyjemnością wyłapywałem podczas seansu wszystkie
nawiązania do poprzednich części. Nawet głupie "Get this thing analysed... for her eyes only"
wywołało banana na twarzy.
Podsumowując - nie wykrzywiłbym mordy nawet jak bym miał dać 100 złotych za bilet na Skyfall
- seans wart tej kasy. Cóż, nie każdemu może się ten film podobać, ale krew mnie zalewa jak
widzę oceny 1/10. Czy według takich osób ten film ma wszystko do dupy że trzeba dać 1/10?
Czy może fani Mrocznego Rycerza którzy widzą jakieś tam inspiracje Jokerem i muszą dać taką
ocenę? Czy to są osoby które chcą pokazać że lubią starego Bonda i na wszystkie nowe
psioczą, cóż, są też i tacy.