Film zapowiadał się ciekawie, ale strasznie mnie rozczarował. Poza kompletnie idiotyczną fabułą, która nie miała sensu, jest pełno wpadek reżyserskich. Już przy pierwszym spojrzeniu widać, że z pociągu spada manekin słabej jakości, oberwał centralnie aż odleciał i co gówno mała blizna, opatrzony przez dupę w domku nad morzem. Zero poszukiwań bonda. Aż nagle zdrowy zjawia się w mieszkaniu M. No dobra to przemilczmy. Bond zawsze kojarzył się z nowinkami technologicznymi, fajnymi gadżetami itp. a tu, aż niemiłe zaskoczenie. Jedyne gadżety to pistolet z czujnikiem odpowiedniej dłoni ( każdy kto ma pozwolenie na broń może coś takiego sobie kupić, są w sklepach) oraz lokalizator wyglądający jak przenośne radio z antenką z rynku (w Cassino Royal miał mikro czip wszczepiony pod skórę). Samochodu nie dostał żadnego, sam sobie wziął starego astona martina z któregoś tam bonda (starsze filmy). Scena wydostania się Silvy, kompletnie denna, zabrali mu sznurówki ale zostawili metalową szczękę, dookoła szklanej klatki stało kilku strażników z bronią, a bezbronny Silva ich obezwładnił. Oczywiście otworzył wszystkie drzwi (super ale nikt nigdy nie robi tak prostego systemu, że sobie otwiera jednym wirusem wszystkie drzwiczki), i spierdzielił w podziemia, zapełnione stacje metra, metra przepełnione a w dziurę po wybuchu wpada pusty pociąg WTF ?. Później oczywiście wchodzi do sądu i nikt z ochrony go nie trafia same pierdoły co pistoletu nie uniosą. Powalony zostałem zdaniem, że M w obecnej postaci była od lat 80. Jakby tak było to Silva miałby ok 60 lat za cholerę by się tak nie poruszał. Scena w Skyfall też denna, przypominała mi filmy z Dolphem Lundrenem (czy jakoś tak). Ogólnie jedyna rola zagrana w miarę na poziomie to rola Ralph'a Fines'a, obiecująco zapowiedział się jako nowy M, co sprawia, że z niecierpliwością czekam na nowego Bonda oraz wierzę, że ktoś się do niego przyłoży.