Produkcja ta nie opowiada o podróży na Tytan i eksploracji kosmosu, tylko o ludzkiej psychice. Jest to męczący film o czubku.
Tak samo Moon nie opowiada o eksploracji księżyca czy klonowaniu człowieka. Tak samo Solaris nie jest o odkrywaniu nowej planety.
Oczywiście istnieją takie filmy jak Czerwona planeta, Pandorum, Event Horizon czy Duchy Marsa, gdzie główny aspekt położony jest na akcję i wydarzenia, ale też science fiction idealnie nadaje się na przedstawianie pewnych konceptów o naturze ludzkiej w bardziej kontemplacyjnej formie jak to ma miejsce chociażby w Her, czy wymienionych tytułach w pierwszym zdaniu.
Tak samo jak nie spodziewam się rozkmin egzystencjonalnych włączając Transformers, tak samo czego innego człowiek oczekuje po takim filmie jak ten i finalnie myślę, że bardzo sensownie nakreślono postać głównego bohatera, który notabene czubkiem wcale nie jest i pokazano uniwersalną ludzką potrzebę dążenia do szczęścia jak i jego definiowania.
Po to oglądasz cały ten film, żeby właśnie zrozumieć i nie żadna choroba umysłowa go do tego doprowadziła, tylko specyfika sytuacji, doświadczenia życiowe, ambicje oraz niespełnione potrzeby.
Ale film dobry, nie zmarnowałem czasu. Klimatem przypomina Pandorum, ale bez mutantów, no i końcowy twist ok.