Kolejna pozycja eksploatująca wątek rekina-zabójcy w zgoła niespodziewanych okolicznościach przyrody: nie tyle monster movie, co jego popaprana parodia, w absurdalny sposób wykorzystująca schematy gatunku, ku uciesze rozmiłowanej w tandecie publiki. "Snow Shark" nie jest jednak tak "udanym" tworem jak sztandarowy okaz tej nowej mody pod tytułem "Sharknado" - brak tutaj lekkości tamtej pozycji, atmosfery idiotycznej, ale jakże przyjemnej zabawy, która jej towarzyszyła. Mimo tego, pod względem niechlujności wykonania i stopnia stężenia kiczu, dziełko Sama Qualiany bije na głowę wcześniejsze produkcje od studia Asylum i stacji Sy-Fy (a przynajmniej te, z którymi się zetknąłem). Całość sprawia wrażenie, jakby została nakręcona przez grupkę nastolatków, a następnie zmontowana na domowym pececie: jakość obrazu zdradza użycie taniej cyfrówki, nazywanie odtwórców mianem "aktorów" to z kolei policzek dla każdego, kto uprawia ten zawód, wliczając w to nawet Matta Damona. Fabuła nie trzyma się kupy, ale to akurat było do przewidzenia, a tym samym niejako - do wybaczenia. Ciężej wybaczyć niestety fakt, że ta rekinia mania powoli zaczyna się robić nużąca. Co następne? Żarłacze ukrywające się w opakowaniach chipsów i pożerające ludzi z nadwagą?