nie tylko najwierniejsza ekranizacja lema, jaka powstała (co nie było trudne, jeśli przypomnieć sobie inne filmy na podstawie jego tekstów), ale też jeden z najlepszych filmów wszech czasów - oczywiście moim skromnym zdaniem. ci, którzy zarzucają produkcji soderbergha płyciznę, bardzo się mylą. paradoks polega na tym, że reżyser zmieniając pewne wątki (a nawet nazwiska bohaterów, co już naprawdę mało istotne - ale i do tego przyczepiali się małostkowi kinomani) i dodając inne, zachował główną filozofię lema - istota człowieczeństwa (co to znaczy być człowiekiem? kto jest nim naprawdę?), ograniczenia człowieka, który tak chełpi się swoimi osiągnięciami, a nie potrafi nawiązać kontaktu z obcą, nieznaną i najpewniej wyższą formą istnienia oraz, choć może zabrzmi to banalnie - miłość. to wszystko zostało zachowane w tym filmie, ale w sposób subtelny, zakamuflowany, przeznaczony dla odbiorcy wrażliwego i potrafiącego odnaleźć się w stonowanym, metafizycznym rytmie "solaris". jest on przeznaczony dla nielicznych. podobał się może 3-4 osobom, które znam. nic dziwnego - wybuchów, pościgów i strzelanin się tu nie uświadczy. nastrój, atmosfera, muzyka i psychologiczna prawda bohaterów - to jest w "solaris" najważniejsze. nic dziwnego, że film ma tak niewielu zwolenników. ale nie szkodzi. "blade runnera" też ignorowano w pierwszych latach istnienia, a teraz chyba wiadomo jaki ten film ma status? "solaris" to wielkie, poruszające dzieło, które mogę oglądać bez końca, choć znam je na pamięć. polecam, ale podkreślam - nie każdy się w to wczuje.
No, bardzo mnie uradowała Twoja opinia! :)) Naprawdę równie rzadko, co Ty, spotykam się z przychylnymi opiniami na temat tego filmu, dlatego zawsze z przyjemnoscią odnotowuję fakt docenienia go przez kogoś :) Bo istotnie jest to dzieło ze wszech miar wyjątkowe. Adaptacja godna genialnego pierwowzoru książkowego. Soderbergh na szczęście nie podszedł do powieści na kolanach, starając się wrzucić do filmu co się tylko da, żeby przypadkiem nie narazić się na zarzuty odejścia od oryginału. Literatura i kino rządzą się różnymi prawami i kto tej prostej prawdy nie rozumie, ten nigdy nie pojmie głębi tego filmu. Dlatego choć Soderbergh nie wyeksponował tu najistotniejszych wątków powieści (i dobrze - przecież rozważania na temat Oceanu, zawarte w dialogach, czy w literaturze solaryjskiej są całkowicie afilmowe!), to zgadzam się, że zachował ducha powieści operując bardzo subtelnie środkami filmowymi. To kino trudne, wymagające skupienia i aktywnego odbioru, a więc dzisiaj rzecz już coraz rzadziej spotykana. Nieliczni krytycy i widzowie odczytali go właściwie. A w mojej prywatnej hierarchii to ścisła czołówka najwybitniejszych dzieł.
Pozdrawiam :)